Borobodur - największa buddyjska świątynia świata


Z lekkim rozbawieniem patrzę jak śpiewa i tańczy “Hakuna matata” - dziarski staruszek, szczerze uśmiechnięty, malutki, z wyraźnymi azjatyckim rysami twarzy. Jest pozytywnie nastawiony do wszystkiego i do wszystkich, bije od niego na odległość jakaś dobra energia - oto nasz lokalny przewodnik. On będzie oprowadzał nas po największej buddyjskiej świątyni świata.


Jesteśmy w Borobodur ok 50 km od Yogyakarty. Dookoła nas morze zieleni. Jesteśmy w sercu tropikalnej dżungli. Jest wcześnie rano, ale już dosyć gorąco. Wstaliśmy dziś skoro świt i po wspaniałym śniadaniu w patio naszego hotelu (zamówiłam naleśniki z bananem) wyruszyliśmy w drogę. Jechaliśmy tu ponad godzinę, w gęstej rzece samochodów, motorów i rikszy. W czasie drogi czytałam swoje notatki o Borobodur, przygotowywane przed wyjazdem. Już w Polsce szczerze cieszyłam się właśnie na ten punkt programu i od rana jestem dziś prawdziwie podekscytowana. Zapowiada się wspaniały dzień.


Świątynię Borobodur zbudowano w IX wieku. Jej nazwa pochodzi z sanskrytu - Vihara Budda Uhr - co można przetłumaczyć jako "Buddyjski klasztor na wzgórzu". Budowla powstała w całości z kamienia wulkanicznego. Z poziomu ziemi kształtem przypomina nieco piramidę ale z lotu ptaka łatwo zauważyć, że to gigantyczna trójwymiarowa mandala. Nie ma takiej drugiej na świecie.

Buddyjska mandala to harmonijne połączenie koła i kwadratu, gdzie koło jest symbolem nieba i nieskończoności, natomiast kwadrat przedstawia sferę tego co jest związane z człowiekiem i ziemią. Obie figury przenikają się nawzajem, jak w życiu - sacrum i profanum. Łączy je punkt centralny, który jest zarówno początkiem jak i końcem całego układu. Świątynia ma 9 pięter, 6  kwadratowych i trzy w kształcie koła. Na samym szczycie są 72 stupy, jedna centralna i otaczające ją mniejsze, a w każdej z nich ukryty jest posąg Buddy.


Zaczynamy zwiedzanie. Ku mojemu zaskoczeniu przewodnik wcale nie opowiada nam o świątyni. Zaczyna od wprowadzenia nas w świat buddyzmu.

Dowiaduję się, że buddyzm nie jest religią, to raczej filozofia życia. Nie ma tu bogów, nie ma rytuałów, jest tylko Budda, człowiek który osiągnął oświecenie. Człowiek, który może być wzorem dla każdego a jego nauki i sposób życia drogowskazem do szczęścia.  Aby być szczęśliwym już tu na ziemi wystarczy np pozbyć się pragnień, bo to one nas unieszczęśliwiają w naszej ziemskiej wędrówce - Nie rozumiem tego za bardzo, trudno mi wyobrazić sobie życie bez pragnień, bez marzeń  - nie ma niestety czasu ani warunków na zadawanie pytań i zgłębianie ideologii buddyzmu. Trochę szkoda, pozostaję więc z pytaniami bez odpowiedzi...
- To trudne - przyznaje przewodnik - Dlatego ta filozofia jest dla wszystkich, ale nie dla każdego….  - i tu na jego twarzy pojawia się szelmowski uśmiech.

Potem pokazuje nam płaskorzeźby przedstawiające życie Buddy, od narodzin aż do osiągnięcia stanu nirwany. Tu możemy poznać jego nauki  i sposób życia, ale na to też niestety nie mamy czasu.


Przewodnik opowiada dalej, słucham go z prawdziwą przyjemnością.  Dowiaduję się, że światynia została wybudowana w taki sposób aby wierni podążając systemem korytarzy, schodów i tarasów przeszli drogę symbolizującą buddyjską kosmologię. To także droga, którą podąża każdy człowiek, droga do zbawienia. Zbawienie to według buddystów osiągnięcie nirwany, czyli stan gdzie miesza się wszystko i nic, a dusza i umysł stanowią jedno. Człowiek zbawiony jest wyzwolony z kręgu życia i śmieci, osiągnął życie wieczne. Tego właśnie dokonał Budda.


Czuję się trochę dziwnie konfrontując się z tymi wszystkimi filozoficznymi rozważaniami gdy dookoła mnie tłum ludzi, gwar wielu języków, chaos i bałagan. Trudno mi się skupić, trudno nadążyć za słowami przewodnika-buddysty. A świątynia miała podobno służyć medytacji…. jeszcze nie wiem, że i na to przyjdzie czas....
cdn



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...