Zaczynamy rejs na Komodo



To będzie nasz dom przez najbliższe trzy dni. Stoję w malutkim porcie i patrzę na  biało-zielony statek z ogromnym dachem-tarasem i kolorowymi chorągiewkami powiewającymi na wietrze. W środku są trzy malutkie kajuty, w każdej z nich dwa dwuosobowe łóżka i nic więcej. Kajuty są tak małe, że z wielkim trudem mieszczą się tu dwie osoby, na bagaże nie ma miejsca.
- Będzie ciężko - myślę pesymistycznie.

Na szczęście od razu znajdują się chętni do spania na dachu, pod gołym niebem. Tam przygotowano już dla nich materace i niewielkie zadaszenie. W czteroosobowej kajucie zostajemy więc we dójkę.
- Uf!!! - oddycham z ulgą.



Na statku do naszej wyłącznej dyspozycji mamy oprócz kajut i całego dachu całkiem sporą cześć pokładu z wyjątkowo dobrze zaopatrzoną, ogromną, przenośną lodówką. Do tego wszystkiego tylko jedna toaleta połączona z bardzo prowizorycznym prysznicem.
Rufa statku jest miejscem dla nas niedostępnym, tam znajduje się kuchnia i pomieszczenie gospodarcze. Tam jest królestwo załogi.

Naszą załogę poznajemy w malutkiej agencji turystycznej w miejscowości Labuhan Bajo na wyspie Flores. Wyglądają sympatycznie, wszyscy młodzi, uśmiechnięci ale nikt nie mówi po angielsku: ani kapitan, ani sternik, ani kucharz. Na szczęście płynie z nami lokalny przewodnik i on będzie nam w razie potrzeby tłumaczem.


Jest już późno po południu, jesteśmy zmęczeni i głodni. Sprawnie pakujemy się na pokład. Nie mamy dużo bagaży, bo większość naszych rzeczy zostawiliśmy w hotelu na Bali. Wrócimy tam na ostatnią noc przed wylotem do Polski a teraz....
...już za chwilę, już za moment.... ruszamy.

Zaczynamy rejs!

Naszym celem jest wyspa Rinca i Komodo, gdzie żyją największe jaszczurki świata, smoki z Komodo. Po drodze pływając po spokojnych wodach morza Flores będziemy się zatrzymywać przy malutkich wysepkach, będzie można się kąpać, opalać, leniuchować do woli. Pełen luz i zasłużony wypoczynek.
- Wreszcie wakacje! - skomentowały dzieci


Na powitanie dostaję butelkę zimnego piwa i siadam na dziobie statku. Patrzę w dal. Łódź płynie powoli, delikatnie kołysze się na falach, unosząc mnie do góry i na dół. To subtelne kołysanie przypomina mi dziecięce zabawy na huśtawce, tylko teraz dookoła mnie zamiast placu zabaw jedynie niebo i woda, gdzieś w oddali malutkie wysepki. Słyszę jak fale rytmicznie uderzają w nasz statek. Plusk wody małymi kropelkami rozchodzi się dookoła, niektóre z nich lecą naprawdę wysoko i czuję na skórze ich drobne, pojedyncze życia. Piwo smakuje wybornie, każdy łyk przynosi cierpkie ochłodzenie, które złotymi bąbelkami wypełnia moje wnętrze. Powoli wszystko nas nabiera ciepłych barw. Zaczyna się wieczorny spektakl zachodzącego słońca. Niebieskie niebo czerwienieje, z czasem coraz szczelniej przykrywa nas purpurowa zasłona nocy. Gdzieś daleko słońce topi swój złoty blask.


Nieruchomieję z zachwytu. Wiatr delikatnie omywa moje skronie. Siedzę tuż nad wodą, w której jak w lustrze odbijają się wszystkie kolory nieba, na falach podskakują baranki chmur, w złotych odblaskach gubią się kształty i kolory. Nie wiem gdzie są granice nieba, nie wiem płynę czy frunę nad wodą? Czuję jak staję się częścią tego spektaklu. Moje serce uderza w rytm rozbijających się o burtę fal, policzki płoną słonecznym blaskiem, serce wypełnia wdzięczność, mój oddech delikatnieje. Boję się poruszyć, aby czegoś nie zepsuć...

Nagle dzieje się coś dziwnego, wszystko zaczyna się zmieniać. Ciszę przerywają wysokie dźwięki nadlatujących zwierząt, niebo pokrywają tysiące ich czarnych skrzydeł. To nie są ptaki.... to żyjące tu owocożerne nietoperze wylatują ze swych kryjówek. Ten ogromny rój nie ma początku ani końca. Trzepot ich skrzydeł burzy mój spokój.


Na pokładzie zapalają się światła, skutecznie odcinając nas od wszystkiego co nieoświetlone za burtą. Czas na kolację. Wszyscy jesteśmy głodni. Nastrój zmienia się diametralnie. Ciszę zachwytu zastępuje zrozumiałe poruszenie wywołane zapachem dobiegającym z kuchni, towarzyszą mu wesołe rozmowy, w tle grają szanty, w kieliszku kołysze się białe wino….


Jeszcze długo nie idziemy spać. Taka noc sprzyja cichym rozmowom... coś w nas łagodnieje....

Z czasem wszystko dookoła cichnie i gasną ostatnie światła. Patrzę jak szczelnie otula nas czarne niebo, tu i ówdzie podziurawione światłem gwiazd. Niebiesko-srebrny księżyc kąpie się w morzu, zgrabnie podskakuje na grzywach coraz bardziej sennych fal. Nas też ogarnia senność a statek zacumowany w malutkie zatoczce, przyjemnie kołysze do snu….



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...