Nowy dzień i Himalaje po raz pierwszy




Noc trwa dla nas krótko. Po drodze gubimy jakieś 5 godzin. Lot jest spokojny i jest mi wyjątkowo dobrze. Nie próbuję zasnąć, wolę pomyśleć o  tym co czeka mnie w najbliższych dniach. Trochę czytam, później maluję. Pędzelkiem nabieram zdecydowane kolory farb, ale wszystko wychodzi mi jakieś delikatne i subtelne, jakby ze snu.... Z Pamiętniczka spokojnie patrzą na mnie Wszechwidzące Oczy Buddy. 

Myślami jestem już tam….  Oto spełnia się moje wielkie marzenie. Jeszcze dziś będę w Katmandu….



Czas biegnie powoli ale się nie dłuży. Po dobrej kolacji wciąż piję czerwone wino. Jego cierpki smak chłodzi moje emocje. Patrzę w okno, a za oknem…  

Za oknem dzieją się cuda…. 
Najpierw oślepiający blask ostrym cięciem rozdziera czarne niebo. Przeszywa mnie dreszcz. Czuję jakby miało wydarzyć się coś ważnego, jakaś magia chwili. Może znak, że zawsze za zasłoną każdej nocy jest taka jasność. Jej pierwsze promienie jak sztyletem kłują moje oczy. Jestem zadziwiona ich siłą. 

Po chwili światłość łagodnieje i zaczyna napełniać się głęboką czerwienią, która jak wino rozlewa się dookoła przecięcia, potem powoli rozchodzi na boki zostawiając równiutki czerwony ślad, wstęgę oplatającą horyzont, tak długą, że nie widzę jej początku ani końca. Teraz niebo jest rozdarte na pół.



Czerwień choć piękna nie trwa wiecznie, zmienia się, jaśnieje, przechodzi w ciepłe odcienie pomarańczy i żółci. Wypełnia całe niebo a potem gubi się w jasności poranka, stopniowo ustępując miejsca chłodnej niebieskości i właśnie ona swym chłodem przywraca mnie  do rzeczywistości….  
Wtedy dociera do mnie, że na świat przyszedł właśnie nowy dzień, niedziela 27 listopada 2016 roku.
- Witaj wśród nas… - myślę z uśmiechem i zapisuję w Pamiętniczku nową datę.


Dalej podróż mija niepostrzeżenie. Po śniadaniu samolot wyraźnie zaczyna obniżać swój lot. Znowu patrzę w okno. Pomiędzy chmurami dostrzegam ziemię. Pod nami ciągną się pasma gór. Ciemne skaliste przestrzenie przeorane są siecią dolin. Tu i ówdzie w jakiejś kotlinie tętni życie. Ciekawe czy to już Nepal?

- Tak to już Nepal!- sprawdzam na ekranie monitora a gdy podnoszę wzrok krajobraz w oknie wygląda zupełnie inaczej. Teraz widzę jakby dwa odrębne światy: jeden pod nami a drugi ponad chmurami. I ten drugi jest nieprzyzwoicie piękny. 

Przysuwam się do szyby i zatrzymuję wzrok na dłużej. Przez chwilę zastanawiam się czy to nie jakieś złudzenie optyczne albo dziwny układ chmur. Nad śnieżno białymi obłokami w sposób zupełnie nieracjonalny wyłaniają się znikąd białe szczyty. Ostre jak brzytwa skaliste stożki zdają się trącać niebo a biały śnieg  skrzy się w promieniach słońca. Z tej odległości nie wyglądają groźnie, raczej nieziemsko i zupełnie nierealnie. Znacznie bliżej im do nieba…. 



- Ponad chmurami widać Himalaje - informuje nas kapitan. Wszyscy patrzą w okna po mojej stronie. Lecimy tak blisko, że ktoś kto zna dobrze topografię gór z pewnością bez trudu rozpoznaje teraz znajome kształty. Ja niestety tej lekcji nie odrobiłam ale to co widzę uwieczniam na zdjęciach i nagrywam krótkie filmy. Może kiedyś dowiem się co dokładnie widziałam… 




1 komentarz:

  1. Bardzo piękny tekst. Taki pełen wdzięczności oraz radości. :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...