Perła w ostrydze czyli o tym jak łatwo zmieniłam zdanie


Po 3 godzinach lotu szczęśliwie lądujemy w Nowym Orleanie. Port lotniczy im Louisa Armstronga nie jest duży, nie ma tu tłumów pasażerów, ani ciągnących się kilometrami terminali. Bez trudu odbieramy bagaże. Wychodzę na zewnątrz. Louisiana wita mnie ciepłem i słońcem. Głęboko wdycham wilgotne powietrze. To miła odmiana po chłodnym i pustynnym Las Vegas.
Do centrum jedziemy prawie 40 minut. Jesteśmy za wcześnie aby od razu zawitać do naszego apartamentu. Postanawiamy więc najpierw coś zjeść. Wszyscy czujemy głód. Śniadanie na lotnisku w Las Vegas było przecież kilkaset kilometrów stąd. 




Kierowca Ubera wybiera nam najbardziej polecaną Seafood restaurację. Zachwala podawane tam ostrygi z grilla, podobno najlepsze w mieście. Moi współtowarzysze są zachwyceni… a ja, ja nie wiem co o tym myśleć...

Wiem, że kuchnia Nowego Orleanu słynie z owoców morza, nie jest to dziwne w miejscu otoczonym wodami Missisipi, jeziora Pontchartrain i pobliskiej Zatoki Meksykańskiej. Świeże ostrygi, krewetki, homary, kraby i raki są tu dostępne praktycznie bez ograniczeń przez cały rok. Ale ja nie jestem fanką ostryg! Kiedyś dawno temu nie przekonały mnie do siebie, nie wiem czy jestem gotowa spróbować ponownie. Moi współtowarzysze wciąż są zachwyceni.


Dojeżdżamy do centrum. Restauracja Drago’s mieści się w kilkunastopiętrowym budynku hotelu Hilton. Nie wiedzieć czemu jestem zawiedziona, ale po wejściu do środka zaskakuje mnie miła atmosfera i tłum gości. Pomieszczenie jest dosyć duże i wszystkie stoliki wydają się być zajęte. Dziwne bo przecież ani to czas na późne śniadanie, ani na wczesny lunch a jednak chętnych na owoce morza jest wielu. Może rzeczywiście podają tu najlepsze ostrygi z grilla? Przemiła kelnerka jakimś cudem znajduje nam wolny stolik i nawet nasze bagaże udaje się ulokować w pobliżu. Wcale mnie nie dziwi, że okazuje się być polskiego pochodzenia. Który to już raz w trakcie tego pobytu w Stanach?

Nawet nie czytam karty menu. W mojej głowie wciąż kołacze się tylko jedno pytanie: Odważysz się? to przecież najlepsze ostrygi z grilla?! Patrzę dookoła siebie, ciągle się waham. Zaglądam ludziom w talerze. To co widzę przesądza moją decyzję. Składamy zamówienie.


Aby poczuć się lepiej otwieram internet. Googluję. Czytam o ostrygach. Podobno ceni się je najbardziej wśród wszystkich mięczaków jadalnych i zachwycano się nimi już w starożytności. Od zawsze uważane były za doskonały afrodyzjak. Dziś wiadomo, że to cenne źródło białka i licznych minerałów. 

Ostrygi można znaleźć w płytkich i słonych wodach strefy umiarkowanej i ciepłej. Żyją przytwierdzone do skał na głębokości kilku metrów. Najwięcej ich jest w północno-wschodnich wodach oceanu Atlantyckiego, wzdłuż wybrzeża Europy aż po Maroko. Żyją także w basenie Morza Śródziemnego. Obecnie wyławia się je też wzdłuż wschodniego wybrzeża Ameryki Północnej aż po Zatokę Meksykańską, dokąd podobno trafiły z Europy w pierwszej połowie XX wieku. 


Muszla ostrygi jadalnej jest owalna i ma kształt przypominający gruszkę. Powierzchnia jest nierówno pofałdowana, szorstka i raczej niezbyt estetyczna. Górna jej cześć to tzw wieczko, które jest cieńsze i płytsze. Dolna część przytwierdzona do skały jest gruba i bardziej wypukła. Wnętrze muszli jest gładkie, perłowo-białe, czasem z lekkim odcieniem niebieskiego. Ostrygi tradycyjnie spożywa się na surowo i te właśnie nie przekonały mnie kiedyś do siebie, ale można je także piec, smażyć i oczywiście grillować. 


Gdy to czytam po sali rozchodzi się przyjemny, dymny zapach grilla. Całkiem niedaleko nas bucha prawdziwy, żywy ogień. Mój wzrok zatrzymuje się w miejscu gdzie kucharz przygotowuje kolejną porcję grillowanego specjału. Widzę jak obficie posypuje drobno zmielonym serem ułożone rzędami muszle ostryg. Polewa jakimś sosem. Potem długie języki ognia strzelają spomiędzy kratek grillowego rusztu. 


Czerwono-pomarańczowy płomień na chwilę przesłania wszystko. Jego ciepło przyjemni ociera się o moją twarz a pomiędzy stolikami swobodną falą, powoli zaczynają rozchodzić się smakowite zapachy i obiecujące dźwięki układanych na talerzach muszli. Nie tylko ja patrzę z zaciekawieniem na to kulinarne widowisko. Nie wiem jednak czy jeszcze ktokolwiek z goście denerwuje się tak jak ja. Jakie będzie to moje dzisiejsze spotkanie z ostrygami? Czy będą mi smakować czy raczej wyjdę stąd głodna? 

Wreszcie lądują przed nami talerze wypełnione muszlami. Roztopione masło skwierczy zachęcająco. Ser pokrywa cienką warstwą każdą ostrygę i powolutku na naszych oczach twardnieje. Jeszcze nie wiem, że pod jego delikatną skorupką czeka na mnie prawdziwy skarb. 


Mięso ostrygi smakuje wyjątkowo delikatnie. Z zewnątrz jest chrupiące, pokryte warstwą ostrego sera i pachnie grillem, w środku zaś gorące, przyjemnie miękkie, soczyste i wypełnione morskim aromatem. Każdy kęs smakuje wybornie. Ciepłą bagietkę co chwilę zanurzam w roztopionym maśle wypełniającym muszle i dno talerza. Smakuje mi to danie. Z satysfakcją stwierdzam, że oto właśnie polubiłam ostrygi, przynajmniej te grillowane i nie żałuję, że dałam im drugą szansę.


Nie żałuję, aż do czasu gdy zjadam połowę swojej porcji. Wtedy, nagle wydarza się coś zaskakującego i wydaje się niezbyt przyjemnego.  Zamieram z  przerażenia, nieruchomieję...  w ustach czuję coś twardego, jakby ułamany ząb? oderwaną plombę? kamień? a może coś jeszcze innego... ostrożnie wyjmuję to coś na serwetkę i... nie mogę uwierzyć własnym oczom… czy to możliwe? czy dobrze widzę? z ust wyjęłam właśnie najprawdziwszą perłę… chyba perłę… Mam nadzieję. Z wrażenia nie mogę dokończyć posiłku. Wypijam na raz pół butelki piwa. 




Znowu zaczynam  googlować. Czytam, że perły w ostrygach to wielka rzadkość, ale zdarzają się. Podobnie jak u innych małży powstają gdy do wnętrza muszli dostanie się nieproszone ziarenko piasku. Ostryga broni się przed niechcianym intruzem i zaczyna powoli otaczać go warstwami masy perłowej, takiej samej z jakiej zbudowane jest wnętrze jej muszli. Ma na to sporo czasu, bo ostrygi żyją nawet dwadzieścia lat. 


Patrzę na mój skarb. Perła, jeśli to naprawdę perła, ma jakieś 6 mm średnicy, jest ciemno-szara o niejednolitym wybarwieniu, wyraźnie połyskuje w świetle. Ma okrągły, ale nieregularny kształt i zaznaczone miejsce którym była chyba przytwierdzona do podłoża. 

Wciąż jestem zadziwiona. Swój skarb delikatnie owijam w serwetkę i chowam do Pamiętniczka. Moje pierwsze wrażenia z Nowego Orleanu są niezwykłe. Będzie o czym pisać i opowiadać. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...