Byłam w Nepalu



Gdy zamykam oczy to nawet jeszcze tam jestem - na ruchliwej ulicy, w świątyni, w zimnym pokoju hotelowym, w słońcu, zapatrzona w dal ośnieżonych szczytów….
Gdy zamykam oczy wiem, że było mi dobrze, choć inaczej…





Przeglądam zdjęcia zapisane w telefonie…. przewracam kartki pamiętniczka…. Katmandu, Pokhara, Sarangkot, Chitwan, Nagarkot, Patan, Bahtapur…. to wszystko już przeszlość… Moja teraźniejszość tkwi w samolocie, od kilku już godzin w drodze do domu.
Jest noc, nie mogę spać…. Wyciągam z plecaka notes, pióro i piszę...





Byłam w Nepalu

w Katmandu oddychałam innym powietrzem
pełnym spalin i gęstym od smogu
ale w świątyniach otaczał mnie zapach palących się kadzidełek
powietrze drgało od wirujących młynków
w górach himalajski wiatr smagał mnie po twarzy
i wysyłał mantry wprost do nieba

słyszałam nieustające krzyki klaksonów
w dzień i w nocy warkot silników
ale Namaste za każdym razem dźwięcznie wypełniało moje serce
a łopot flag modlitewnych zabierał mnie wprost
do białych szczytów Himalajów

męczyły mnie kiepskie nepalskie drogi
kurz przesłaniał myśli i odbierał barwy światu
ale wszechwidzące oczy Buddy wynagradzały wszystko
patrzyły na mnie wprost z najwyższej stupy Katmandu
a potem były już wszędzie
na folderach, koszulkach, torebkach, biżuterii
mam je w pamiętniczku

przez kilka dni bezskutecznie oswajałam niepokój dużego miasta
a w górach poznałam cichych, przyjaznych ludzi
ich spokój zabrałam ze sobą i dla siebie

w Katmandu spojrzałam w oczy żywej Bogini Kumari
odnalazłam dziecko i własną drogę do przejścia

patrzyłam na brudne, szczęśliwe dzieci
zwyczaje których nie rozumiem
zaśmiecone świątynie pełne rozmodlonych ludzi
kremacje nad brzegiem Bagmati
tam wśród zgiełku odnalazłam nieruchomą ciszę
zgodę na to co było, jest i będzie

jadłam pierożki momo
ale naprawdę zachwyciła mnie  masala chai na parkingu

szłam przed siebie, zapatrzona w dal przez wsie i pola ryżowe
po wiszącym moście drgającym himalajskim wiatrem
czułam rytm własnych kroków
zmęczenie i ból otartych stóp
doszłam z bagażem spotkanych ludzi, spojrzeniem kozy
smakiem przydrożnego baru

w Patan znalazłam swoją thankę, jak chciałam
szkołę malowania, prawdę drobnych kroków
do domu zabrałam opowieść mojej mandali

Byłam w Nepalu
słyszałam świętą sylabę om
na chwilę zapomniałam o sobie
….




Moje wyobrażenia były dalekie od tego co zobaczyłam, śmiesznie nieprawdziwe a jednak tak bliskie. Marzyłam żeby było pięknie, wzniośle, wprost idealnie… a było jak w życiu, dobrze i źle, mądrze i głupio, pięknie i brzydko, znalazłam ład, harmonię i bałagan, niezrozumienie i zgodę na wszystko.

Nasze życie składa się przecież z przeciwieństw, sami jesteśmy każdą stroną medalu.

Ta wyprawa, a chyba najbardziej to co czułam przed wyjazdem pokazały mi, że życie aby było zupełne nie potrzebuje doskonałości ale pełni, całego bogactwa przeżyć, myśli i uczuć.

Wracam szczęśliwa. W życiu bowiem musi zmieścić się wszystko…

Jest noc, a ja czekam na sen….. musi przyjść…..



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...