To nie jest bajka o złej królowej



.... to wydarzyło się naprawdę.

Stoję przed pałacem królewskim na placu Durbar w Katmandu i nie mogę uwierzyć w to co słyszę. To brzmi jak okrutna, nieprawdopodobna bajka, która nie mogła wydarzyć się tutaj, w tym właśnie kraju. Kraju tak spokojnym i przyjaznym, gdzie mieszkający ludzie są życzliwi, pogodni, otwarci, gdzie na każdym kroku spotkam się z ich wyjątkową skromnością i wrażliwością na piękno. 


To nie mogło  wydarzyć się tu gdzie duma narodowa jest prawdziwą cnotą a miłość do króla bezgraniczna.  Tu od zawsze władca uosabiał jedno z wcieleń Boga Wisznu.  Ludzie go kochali, podziwiali i bali się go tak jak zwykły śmiertelnik boi się kobry, bo kobra to także wcielenie boga Wisznu. 


Jednym z ostatnich monarchów Nepalu był król Birenda Bir Bikram Shah Dev.  Jego żona Aishwarya Rajya Laximi Devi Rana okazała się tą złą, choć tak naprawdę nie była wcale zła. Popełniła tylko jeden życiowy błąd, błąd który okazał się tak zgubny, że poważnie rozchwiał fundamenty państwa, przeraził sąsiadów i ostatecznie położył kres rządzącej od ponad dwustu lat dynastii Shah.


Przechodzimy na dziedziniec pałacu królewskiego. Podziwiam misternie rzeźbione, drewniane okiennice. Próbuję zajrzeć do środka i zobaczyć coś co pozwoli mi lepiej wyobrazić sobie sceny, które się tu rozegrały. Pałac jest jednak pusty, otoczony bezgraniczną ciszą, od dnia upadku monarchii nie słychać już żadnych dźwięków dworskiego życia. Tragiczna pustka zionie z każdego otwartego okna i zdaje się wylewać na dziedziniec i spacerujących ludzi. W powietrzu unosi się smutek, spotęgowany przez trzęsienie ziemi, które z pałacem królewskim podobnie jak i z wieloma zabytkami Katmandu nie obeszło się łaskawie. 


Patrzę na zawalone dachy, popodpierane ściany, które jakimś cudem ocalały i mają jeszcze szansę na przetrwanie.


 Dookoła zwiedzających krzątają się ludzie pracujący przy odbudowie zniszczeń. Widzę tych co cierpliwie segregują ocalałe fragmenty zabytków, tych co dokonują pomiarów, obliczeń, planują i określają harmonogram odbudowy. 


Ekipa jest z pewnością międzynarodowa. Patrzę na ich twarze i wiem, że przyjechali tu z różnych stron świata, z Azji, zapewne także Europy. Wszyscy podobnie jak Nepalczycy wierzą, że Katmandu da się odbudować i przywrócić jego piękno  światu. 



Nad pracującymi góruje nieuszkodzony dach świątynnej budowli. Kataklizm okazał się dla niej łaskawy. Podnoszę wzrok i podziwiam królewską pagodę. 


W oddali widzę trzymających straż żołnierzy. Zostali tu z sentymentu czy wciąż jeszcze strzegą  królewskich tajemnic?


Kiedyś było tu inaczej i nic nie zapowiadało zbliżającej się tragedii. Rodzina królewska otaczana miłością poddanych wiodła spokoje, dostatnie życie. Mieszkali w pięknym pałacu, otoczeni bogactwem i czcią. Król rządził twardą ręką, gdy trzeba tłumił wszelkie przejawy buntu i niezadowolenia, bez wstydu otaczał się przepychem gdy kraj pogrążony był w biedzie. Nie dbał o ludzi, za to  kolekcjonował najdroższe samochody świata. Wszyscy wiedzieli o jego słabości i podziwiali potęgę nepalskiego władcy, który w swoich garażach zgromadził liczne mercedesy, jaguary, rolls-royce’y i inne. Ponoć sam Hitler sprezentował jego dziadkowi jednego z mercedesów a królowa brytyjska Elżbieta podarowała jego ojcu najnowszego rolls-royce’a. W kraju nie było więc dróg (zresztą do tej pory są bardzo kiepskie o czym już niedługo mieliśmy się przekonać) ale zgromadzone bogactwo cieszyło wszystkich. 


 Lud kochał króla, jak kocha się boga, któremu przecież należy się wszystko co najlepsze na świecie. I młodemu królewiczowi też należało się wszystko.  Następca tronu królewicz Dipenda został wykształcony  w Europie, na miarę nowoczesnego władcy XX wieku. Żył w blasku przyszłego tronu i mógł mieć wszystko, wszystko za wyjątkiem wybranki swego serca. Była młoda i z dobrego domu, jednak nie spodobała się królowej. 


I tu dochodzimy do  miłosnego źródła narodowej tragedii. Nie wiadomo co kierowało królową, ale w żadnym razie nie chciała zgodzić się na małżeństwo.  Po jednej z rodzinnych awantur królewicz był w takiej rozpaczy, że nie wiedział co czyni. Upił się, naćpał a potem w przypływie szaleńczej odwagi własnoręcznie zabił króla Birendę, królową, dwoje rodzeństwa oraz kilku innych członków rodziny królewskiej, w sumie dziewięć osób. Po tym wszystkim popełnił samobójstwo. Umarł dopiero za trzy dni i przez cały ten czas, będąc w stanie śpiączki oficjalnie sprawował władzę. 

Żaden naród nie jest gotowy na taką tragedię i Nepalczycy też nie byli. Po śmierci króla ojcobójcy na tronie na kilka lat zasiadł młodszy brat Birendy, który cudem uszedł z życiem tylko dlatego, że owego tragicznego dnia był nieobecny w pałacu królewskim. 


Później było już tylko gorzej i ostatecznie monarchia upadła, państwo stało się oficjalnie świeckie a władzę przejęli maoiści i nie trzeba było wcale długo czekać żeby w narodzie odrodziła się tęsknota za monarchią i miłość do władcy, władcy który przecież był wcieleniem boga Wisznu. 



Coraz głośniej zaczęło się mówić o tym, że być może tragedia, która rozegrała się kiedyś w pałacu królewskim miała zupełnie inne przyczyny i przebieg a królewicz Dipenda nie mógł sobie zadać samobójczego ciosu strzałem w potylicę. 

Zresztą prawda jest taka, że okrutnej pałacowej zbrodni nikt nigdy dokładnie nie wyjaśnił a lud jak widać wie swoje....


2 komentarze:

  1. Ciekawe, że zawsze przy takich rewolucyjnych zmianach musi objawić się zła królowa, to jest chyba jakiś archetyp...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, tylko ona nie była tak naprawdę zła... a może to wszystko nieprawda... i rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej. Pozdrawiam :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...