Dlaczego nie lubię Smoków z Komodo?


Wyspa Rinca stanowi cześć Parku Narodowego Komodo, w którym żyją warany, największe jaszczurki świata. To jedyne miejsce na świecie, gdzie można zobaczyć te zwierzęta, zostało ich prawdopodobnie tylko 7 tysięcy osobników. Wyspa jest nieduża, zamieszkana tylko przez pracowników parku i ok 2 tysiące smoków. Nie ma tu ludności cywilnej, a pracujący ludzie zmieniają się rotacyjnie, raz  na dwa tygodnie.

Dopływamy wcześnie rano zaraz po śniadaniu. Nasz statek sprawnie cumuje w malutkiej zatoczce.


Przystań wita nas niewielką bramą ozdobioną wyraźnym szyldem z nazwą parku. Czytam i nie mogę uwierzyć, że naprawdę tu jestem i za chwilę na własne oczy zobaczę słynne smoki z Komodo.


Na teren parku wchodzimy z obstawą kilku pracowników. Jeden z nich idzie zawsze z przodu, drugi na samym końcu, pozostali po obydwu bokach. Z taką asekuracją czuję, że może tu być niebezpiecznie. Otrzymujemy szczegółowe instrukcje jak powinniśmy się zachowywać. Nie wolno nam się oddalać, zatrzymywać, samowolnie poruszać, mamy zawsze być w grupie w pobliżu naszych ochroniarzy. Smoki są dla ludzi śmiertelnie niebezpieczne mimo, że wyglądają niegroźnie i leniwie. Są całkiem szybkie i mogą być naprawdę nieprzewidywalne.


Idący z nami ochroniarze będą nas cały czas pilnować i zapewniać bezpieczeństwo. Trochę to brzmi dziwnie bo jedyny sprzęt jaki posiadają do ochrony to długie kije charakterystycznie rozdwojone na końcach. Patrzę i nie wierzę własnym oczom, że to narzędzie ma nas uchronić przed ewentualnym atakiem stukilogramowej bestii.


Wchodząc do parku przechodzimy przez bramę, którą stanowią naturalnej wielkości kamienne smoki stojące na dwóch łapach, przodem do siebie i oparte o ogromne betonowe słupy połączone na górze daszkiem.  Przyglądam się bestiom z bliska, rzeczywiście są wielkie i przerażajace…

Chwilę później widzę prawdziwe, żywe smoki. Jeden z nich leży na alejce, którą właśnie idziemy. Jego wielkie cielsko o długości ok 3 metrów przelewa się przez krawężnik i zajmuje połowę szerokości drogi.


 Zwierzę nie rusza się, ale oczy ma otwarte. Jego szaro-brązowa skóra pokryta jest gęsto niewielkimi łuskami i czymś co przypomina grube kolce, miejscami zwisa za luźno, jakby było jej zdecydowanie za dużo. Paszczę ma zamkniętą, przez co nie widać jego groźnych zębów, ma ich podobno 60. Grube, szeroko rozstawione łapy kończą się pięcioma potężnymi pazurami, które dziwnie sterczą we wszystkich kierunkach. Masywny ogon może uderzać z siłą dwóch ton. Gad leży zastygły w bezruchu z lekko uniesioną głową.  Nie wygląda naturalnie, raczej kojarzy mi się z kolejną kamienna imitacją. Jest jednak prawdziwy, najprawdziwszy na świecie, o czym niewątpliwie przekonuje mnie zachowanie naszych ochroniarzy. Obchodzimy go szerokim łukiem. Gdy jesteśmy blisko panowie nie spuszczają go z oczu i swoje kije obronne trzymają w gotowości do użycia.


Kilka metrów dalej dostrzegam kolejne smoki. Jest ich tutaj w pobliżu budynków administracyjnych parku z pewnością kilkanaście osobników. Są różnej wielkości. Niektóre z nich są całkiem aktywne, przemieszczają się powoli, dostojnie z wysoko podniesiona głową. Z każdym kolejnym krokiem wyciągają ogromne łapy do przodu zataczając śmieszne koła. Ogon ciągną po ziemi, zostawiając swój niepowtarzalny ślad. Wydaje się, że poruszają się bardzo niezgrabnie, ale podobno są bardzo sprawne. Biegają i pływają znacznie szybciej niż ludzie, mają też lepsze przyspieszenie i potrafią chodzić po schodach.

Żywią się ssakami, nawet tymi całkiem dużymi jak np jelonki, bawoły czy świnie. Zdarzało się, że porywały dzieci. Mieszkańcy okolicznych wysp czują przed nimi respekt. Warany potrafią podobno,wyczuć padlinę, którą też nie pogardzą z odległości kilku kilometrów.

Smoki z Komodo atakują ogonem, potężnymi zębami przegryzają ofiarę doprowadzając do jej wykrwawienia. Ich ugryzienie jest szalenie niebezpieczne dla człowieka. Są dwie teorie tłumaczące dlaczego. Jedna mówi o specyficznej florze bakteryjnej w ich pysku, inna chyba bardziej wiarygodna o trującym  jadzie produkowanym przez gady.


Warany żyją około pięćdziesiąt lat, młode wykluwają się z jaj, które samica składa w wykopanych w ziemi gniazdach. Gdy odbywamy kilkugodzinny treking po wyspie widzimy miejsca, w których były kiedyś jaja. Nie udaje nam się jednak znaleźć ani jednego dorosłego osobnika. Jestem zawiedziona bo spacer po górzystym terenie w wyjątkowym upale i przy niesprzyjającej wilgotności powietrza jest bardzo wyczerpujący i niestety nie zostaje nagrodzony ani jednym osobnikiem, którego moglibyśmy zobaczyć w bardziej naturalnym otoczeniu niż ludzkie zabudowania.

Po drodze przewodnik opowiada nam o życiu tych zwierząt. Moja niechęć do nich rośnie, gdy dowiaduje się, że są kanibalami. Do ich normalnych zwyczajów należy zjadanie chorych, słabych i starych osobników. W okresach głodu potrafią zjadać nawet własne potomstwo, a w wyjątkowo niesprzyjających warunkach mogą także nie jeść przez miesiąc.

Powoli mam dość tych zwierząt, z nieukrywaną przyjemnością wracam na statek, gdzie czuję się znacznie bezpieczniej. Za chwilę jednak czeka nas kolejne spotkanie ze smokami,  płyniemy na wyspę Komodo.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...