Copacabana - plaża, plecak i owoc o smaku bitej śmietany



Mieszkamy tak blisko plaży a jeszcze nie zdążyliśmy się nią nacieszyć. Fakt, że pogoda nie sprzyja opalaniu się a kąpiel w oceanie może podobać się tylko tym co lubią zimny wiatr i duże fale. Jest sierpień... to przecież zima. Dziś jednak idziemy na plażę choć na chwilę, bez względu na pogodę.



Jest już po południu, pod stopami czuję piasek przyjemnie nagrzany słońcem, jest ciepło ale nie gorąco, wieje dosyć silny wiatr. Plaża jest szeroka, piaszczysta i w zasadzie pusta, jeśli nie liczyć tych co graja w siatkówkę, piłkę nożną (są tu ustawione bramki i wytyczone boiska). Widzę grupki osób ćwiczących razem aerobik, dzieci ubrane w  jednakowe stroje sportowe, chyba jakieś drużyny szkolne a może kluby sportowe. Wzdłuż plaży ciągnie się alejka dla biegaczy, rowerzystów i osób jeżdżących na rolkach. Sporo tu wysportowanych, aktywnych ludzi w różnym wieku. Chodnik pełen spacerowiczów przyciaga wzrok charakterystycznym wzorem portugalskiej kostki.




Przez chwilę moczymy nogi w oceanie. Woda jest chłodna, słońce już zaszło, nie ogrzewa nas ani powietrza. Siadamy na piasku i zaczynamy naszą ucztę. Przynieśliśmy ze sobą zakupione w supermarkecie owoce, wybieraliśmy te których nie znamy i jeszcze nie kosztowaliśmy. Uzbierało się tego trochę. Nie wszystkie nam smakują, niektóre są po prostu dziwne a z pewnością dziwne jest to, że nie umiemy ich nazwać. Udaje nam się zidentyfikować tylko jeden owoc, to rosnąca tutaj cherymoya. Podobno zachwyca wielu swoim wyjątkowym smakiem... bitej śmietany... ? - no nie wiem.... może....



Podchodzą do nas uliczni sprzedawcy. W ogromnych torbach dźwigają oferowany towar. Na najmniejszy znak zainteresowania natychmiast rozkładają wszystko na pisaku. Daję się skusić i kupuję kolorową chustę z napisem Rio i pamiatkową tabliczkę na ścianę.




Zanim opuszczamy plażę zabieram ze sobą do pamiętniczka muszelki i troszkę piasku, moje skarby z Copacabany.




Na chwilę siadamy jeszcze w jednym z barów na plaży, zamawiamy drinki i miło spędzamy wieczór. Tak odwiedzamy jeszcze kilka innych barów, wszyscy jesteśmy szczęśliwi dopóki nie okazuje się, że w jednym z  nich zostawiliśmy plecak....




Trochę żal, bo oczywiście nie czekał tam na nas, ale kąpielówki i ręcznik to nie jest wielka starta. Nic więcej w nim nie było, na szczęście!


Pozbawieni plecaka i części gotówki (z powodu drinków i zakupów) opuszczamy plażę i ruszamy dalej.
Na osłodę życia zatrzymujemy się jeszcze w znajomym barze owocowym.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...