Co się wydarzyło na prawdziwej argentyńskiej farmie.


Jesteśmy na argentyńskiej wsi, na farmie o przydługiej i jakże wymownej nazwie Don Silvano Estancia Turistica. Poznaliśmy już gauchos, ich historię, kulturę, podziwialiśmy wyjątkowe umiejętności jeździeckie. 
Jest fajnie.

Teraz chętni spośród nas także mogą sprawdzić się w siodle. Większość korzysta z tej atrakcji a my idziemy chwilę odpocząć  w cieniu i ugasić pragnienie. Zaglądamy do malutkiego sklepiku. W środku jest uroczo, jakby czas zatrzymał się tu w miejscu.
Z przyjemnością oglądam stare regały, słoje, słoiczki, kopę jajek w białej misce, żeliwne sprzęty gospodarstwa domowego, starą wagę sklepową, odważniki, stylowy żyrandol, radio co chyba już niestety nic nie może zagrać i między tymi wszystkimi przedmiotami nowoczesna lodówka wypełniona piwem i obok druga z kolorowymi lodami. Za ladą stoi młoda dziewczyna z małym dzieckiem na rękach.




Zamawiamy lokalne piwo i wychodzimy usiąść przed sklepem na ławeczce. Stąd możemy spokojnie obserwować tych co wybrali się na konną przejażdżkę. Jadą wolno, wszyscy razem, świetnie dają sobie radę nawet ci co są w siodle po raz pierwszy. Chwilę później słyszę komentarze, że konie były “mechaniczne” tzn niesterowalne, szły wszystkie razem za przewodnikiem i tyle atrakcji... Niektórzy widać po wcześniejszych popisach gauchos nabrali ochoty na trochę  więcej ;)




Wołają nas na lunch. Patrzę jak pani zamyka pośpiesznie sklepik, wkłada dziecko do stojącego obok nas wózka i szybkim krokiem odchodzi.
Wchodzimy do ogromnej murowanej stodoły. W środku jest przerobiona na jadalnię. Pod ścianą stoi szereg długich drewnianych stołów, na ścianach stylowe dekoracje a po drogiej stronie… prawdziwa scena, całkiem duża, z kurtyną, mikrofonami, z boków stoją ogromne głośniki. Widać czeka nas tu nie tylko lunch.
Jedzenie jest całkiem dobre, miłośnicy steków i innych mięs są zachwyceni, ci co wolą dania wegetariańskie też znajdują coś dla siebie. Do posiłku dostajemy argentyńskie wina, oczywiście z prowincji Mendoza, stąd pochodzi znaczna większość produkowanych w Argentynie win. Lubię czerwone wytrawne wina i te argentyńskie, kupowane tutaj smakują mi wyjątkowo.




Po jedzeniu czas na show. Na scenę wychodzi Indianin z gitarą. Wita wszystkich, wymienia kraje z których pochodzi dzisiejsza widownia - Brazylia, Argentyna, Chiny, USA i Polska. Rozpoczynają się występy, wokalista gra na gitarze i śpiewa. Prezentuje muzykę z różnych regionów Argentyny, coś opowiada, ale niestety tylko po hiszpańsku, nic nie rozumiem… Nadchodzi czas na narodowy taniec, na scenę wychodzi para, która przepięknie tańczy tango. Ze zdziwieniem w tancerce rozpoznaję panią ze sklepiku - rodzinna firma - myślę już bez zdziwienia.




 Muzyka i taniec sprawiają że na chwilę czas się dla mnie zatrzymuje, zastygam w zachwycie. Tańczą jak zawodowi tancerze, a może każdy Argentyńczyk tak potrafi, może ma to we krwi, od urodzenia…




Na koniec są jeszcze pokazy gry na bębnach i ludowe tańce z rożnych regionów kraju. Bardzo podoba  mi się wirtuozerski taniec z bolas’ami. Tancerz otrzymuje gromkie brawa, ja tez głośno klaszczę.


Powoli zbliża się koniec naszej wizyty na farmie. Na zakończenie występów mała niespodzianka, wokalista śpiewa piosenkę z każdego obecnego na widowni kraju. Zanim zdążymy się zorientować, że mówi o Polsce (nadal używa tylko hiszpańskiego) na scenę wbiega starsza pani co siedziała przy stoliku obok nas. Bierze mikrofon do ręki i śpiewa, słyszymy znajome, choć dziwnie wymawiane “ja ci buzi dam, ty mi buzi dasz…”  Z przyjemnością głośno wtórujemy. Wychodzi nam całkiem nieźle, choć okazuje się, że każdy z nas zna inne słowa. Nie ważne, bawimy się świetnie. Po występach poznajemy Jankę, chwile rozmawiamy. Janka pochodzi z Poznania. W Argentynie mieszka od 70 lat, wyjechała z Polski gdy miała 6 latek, ale rodzice starali się by nie zapomniała języka. Wyszła za mąż za Argentyńczyka, którego nauczyła trochę mówić po polsku i teraz z dumą nam przedstawia. Janka cieszy się ze spotkania z nami jak dziecko, nie ma wielu okazji rozmawiać po polsku. Nas też cieszy ta niespodziewana znajomość.


Nadchodzi czas na zakup pamiątek i żegnamy argentyńską farmę. Było fajnie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...