Szukając tanga w San Telmo



Nie wiem kim był San Telmo i dlaczego został świętym czy błogosławionym, ale chyba był kimś ważnym skoro jego imieniem nazwano całą dzielnicę.

San Telmo to część miasta, która na przekór upływającemu czasowi zachowała swój uroczy charakter niegdysiejszego Buenos Aires. Można tu znaleźć brukowane ulice, wąskie chodniki, wiekowe kamienice, drewniane żaluzje, ozdobne balkony, stare latarnie. Klimatu dodają liczne sklepy z antykami i starociami, antykwariaty z zakurzonymi stertami książek, wszystko opatrzone stylizowanymi szyldami i starymi reklamami.

W kościele pod wezwaniem San Telmo odnajduję figurę patrona, młodego zakonnika, który w prawej ręce trzyma żaglowiec, a w lewej ogromną świecę. Na stoliku obok leżą broszurki informacyjne z życia parafii. Może gdzieś tu znajdę historię patrona?, niestety wszystko jest po hiszpańsku a ja po raz kolejny w czasie tej podróży szczerze żałuję, że nie znam tego języka. Broszurkę jednak zabieram i zdjęcie wklejam jeszcze tego samego wieczoru do Pamiętniczka.




Stary zabytkowy kościół, podświetlony z zewnątrz przyblakłym żółtym światłem, w środku robi na mnie miłe wrażenie. Właśnie kończy się Msza Święta. Uczestniczy w niej sporo ludzi, choć to jest piątek. Z przyjemnością słucham jak wierni się modlą. Ksiądz błogosławi wszystkich na koniec mszy a przy ołtarzu zaczyna ustawiać się chór, kilkadziesiąt osób, wszyscy odziani w jednakowe niebieskie komże. Za chwilę zacznie się koncert.




Niestety nie decydujemy się zostać, przyjechaliśmy przecież tutaj aby oglądać tango…
Tylko gdzie je znaleźć…. Zimą San Telmo wygląda zupełnie inaczej niż na kolorowych folderach i zdjęciach w internecie. Nie ma tu ulicznego targu staroci a na Plaza Dorrego praktycznie nie ma ludzi, nie ma muzyki na żywo, ledwie kilka zajętych stolików i pusty drewniany podest, na którym latem każdy może zatańczyć tango.




Siadamy przy stoliku na dworze. Zamawiamy wino, drobne przekąski. Jest bardzo przyjemnie choć trochę  chłodno i niestety już ciemno, świecą stylowe latarnie, świece, cichutko gra nastrojowa muzyka. Dookoła nas kilka zajętych stolików, wesoła grupka przyjaciół, jakaś para wpatrzona w siebie, starsi ludzie z pieskiem. Niedaleko przy butelce wina widzę trzech starszych panów pochylonych nad talią kart, pogrążonych w rozmowie. Jeden z nich nagle wstaje od stolika i zaczyna głośno śpiewać a potem tańczyć. Jestem zachwycona jego spontanicznością. Jasna, kraciasta koszula, trochę za duże spodnie i białe buty zgrabnie poruszają się w rytm śpiewanej piosenki. Uśmiech nie znika z jego twarzy, nie przejmuje się nikim, po prostu tańczy. Potem zaprasza innych do tańca, nie ma jednak chętnych ale on bawi się świetnie.
Patrzę na te popisy starszego pana z prawdziwą przyjemnością. Co prawda nie o takie tango nam chodziło gdy wybieraliśmy się do słynnego San Telmo… ale to jest właśnie prawdziwe życie.



Jest już późno, robi się dosyć chłodno, na kolację przenosimy się więc do jednej z pobliskich restauracji. Tu czeka na nas niespodzianka, muzyka na żywo. Jest pięknie i nastrojowo. Są tanga, choć nie ma tancerzy. Dobre argentyńskie wina idealnie komponują się z atmosferą koncertu....




Wracając do hotelu odwiedzamy jeszcze ławeczkę z Mafaldą. W centrum San Telmo na niewielkiej ławeczce siedzi sobie mała dziewczynka, śliczna, uśmiechnięta od ucha do ucha Mafalda. Każdy może przysiąść obok niej, zrobić sobie zdjęcie… ja też.

To był fajny dzień. Zanim zasnę jeszcze raz tuż przed snem widzę ławeczkę z Mafaldą...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...