Jak odwiedziliśmy Łowców Głów i inne plemiona Borneo

wioska etniczna, kulturalna, plamiona Borneo, domy Borneo,

“Mari Mari” w języku tubylców znaczy “chodź chodź”
"Mari Mari" wzywa nas do siebie….
my jeszcze o tym nie wiemy….
jeszcze mamy zupełnie inne plany….

Jesteśmy w Kota Kinabalu jednym z największych miast na Borneo. Siedzimy na tarasie restauracji portowej i jemy jeden z najwspanialszych posiłków. Świeże, grillowane ryby, ryż, warzywa o azjatyckim smaku - niby wygląda to jak nasz szpinak a smakuje zupełnie inaczej - do tego coś co przypomina karczochy ale chyba nimi nie jest. Zimne, białe wino wprost idealnie komponuje się z tym posiłkiem….. na tarasie….. z widokiem na morze….

Kolorowe łódki kołyszą się na wodzie, marzę o obiecanym rejsie, odległej plaży i nicnierobieniu, w końcu to przecież wakacje….. Myślę o tym co mnie czeka i nie zastanawiam się dlaczego nagle robi się taki ruch w porcie.... dlaczego wszyscy jakby na komendę wracają.... dlaczego żadna łódka nie wypływa w morze... Wciąż patrzę w dal, przytulam wzrokiem spokojne jeszcze morze i marzę .... wciąż marzę...


Nagle nie wiadomo skąd bezchmurne dotąd niebo powoli pokrywają ciężkie chmury, wzmaga się wiatr, momentami bywa tak silny, że z trudem udaje nam się zapanować nad serwetkami, sztućcami i innymi drobiazgami leżącymi na stolikach. Powoli dociera do mnie, że nigdzie już dzisiaj nie popłyniemy.

- Ok, mówi nasz przewodnik - nic straconego, odwiedzimy za to Łowców Głów i inne plemiona zamieszkujące Borneo. Czeka nas wiele atrakcji.,..

Wioska Mari Mari, Borneo, strój ludowy

Wioska Mari-Mari do której właśnie dojechaliśmy okazuje się fajną "Cepelią". To takie trochę muzeum, ale nie pozbawione życia. Zgromadzono tu domy różnych plemion zamieszkujących malezyjska część Borneo. Wszystkie budowane są na palach z uwagi na ulewne deszcze. Materiałem budulcowym jest bambus i drzewo żelazowe. Domy w środku są umeblowane i wyposażone we wszystkie charakterystyczne sprzęty, w spiżarniach znajdują się najprawdziwsze owoce, warzywa, suszone ryby, mięsa, nasiona. W ognisku pieką się bambusy nadziewane ryżem z warzywami.

Borneo, Malezja, wioska Mari Mari, typowe jedzenie, wioska etniczna, wycieczka turyetyczna

W bambusowych łodygach dostajemy ryżowe wino lub ryżowa wódkę do wyboru. Pędzi się je tu na miejscu.

Borneo, wioska Mari Mari, wódka ryżowa, wino ryżowe

Dla chętnych są też świeżo smażone w woku ciasteczka ryżowe. Wszystkiego można spróbować i jednocześnie zobaczyć jak tu się gotuje.

Borneo, wioska Mari Mari, poczęstunek


Ludzie pracujący tutaj jednocześnie są mieszkańcami wioski, życie toczy się prawie normalnie, w domach tuż obok wioski. Przedstawiciele każdego z mieszkających tu plemion ubrani są w swoje regionalne stroje. Możemy podziwiać ich bogactwo, odważne kolory, materiały tkane tu na miejscu, koralikowe ozdoby, pióropusze.
W tradycji jednego z plemion jest sztuka tatuowania ciała. Ich malunki na skórze bardzo mi się podobają. Na pamiątkę decyduję się na niewielki obrazek na dłoni, zresztą nie tylko ja….

Borneo, wioska Mari Mari

 Dookoła nas morze zieleni, las, obok płynie rzeka, właśnie przeszliśmy po wiszącym moście. Dochodzimy do tzw długich domów (longhouse). Mieszkała w nich cała wioska, budowano je dla bezpieczeństwa. Mieszkańcy chronili się tu co noc, jedyne schody prowadzące do środka, wykonane z jednego pnia drzewa zabierano do domu. Każda rodzina miała swój pokój ale mężczyźni zajmowali wspólny korytarz, w razie ataku szybciej i łatwiej mogli się bronić.

Wreszcie dochodzimy do miejsca, które zamieszkuje plemię Murut. To tzw łowcy głów. Też mieszkają w długich domach. W środku widzimy ludzkie czaszki, do plemiennej tradycji należy wieszanie ich jako trofea na ścianach lub pod sufitem chat. To nic, że polowanie na ludzi jest surowo zabronione od 1910 roku, tradycja wystroju wnętrz jak widać przetrwała. Może czaszki nie są prawdziwe - pocieszam sama siebie…

wioska Mari Mari

Zresztą podobno w czasie drugiej wojny światowej, za cichym pozwoleniem panujących tu Brytyjczyków zezwalano na zabijanie japońskich intruzów i preparowanie ich czaszek.. Do polowania tradycyjnie używano zatrutych jadem węża strzał, które wydmuchiwano z bambusowych rurek. Sparaliżowaną ofiarę łatwo było pozbawić głowy.

Mam jednak nadzieję, że dziś już tak nikt nie poluje a o rękę wybranej panny można starać się inaczej niż przynosząc jej rodzicom łup w postaci upolowanej głowy. Tym bardziej, że oglądamy własnie inny tutejszy zwyczaj związany ze staraniem się o rękę panny. Na środku długiego domu widzimy specyficzną, zagłębioną platformę. Dookoła niej miejsca do siedzenia. Przy dźwiękach rytualnego śpiewu wychodzą na platformę półnadzy mężczyźni. Rytmicznie uginając kolana wprowadzają ja w ruch, stojący na środku młodzieniec ma teraz szansę wykazać się odpowiednią sprawnością, korzystając ze sprężystości podłoża wyskoczyć i zerwać zawieszony na wysokości ponad 3 metrów kolorowy pióropusz.

wioska Mari Mari

Na koniec czeka nas jeszcze pyszna kolacja i popisy tancerzy, w tym między innymi słynny “bamboo dance”. Tancerze wirują w zawrotnym tempie miedzy uderzającymi o siebie z trzaskiem bambusowymi drągami wprawianymi w ruch przez członków plemienia. Rytm tańca powinien być podobno tak szybki jak rytm serca biegnącego człowieka. Trudno mi nadążyć wzrokiem za stopami tancerzy, jestem pełna podziwu dla ich zręczności i wyczucia rytmu.

Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcia i powoli nasz pobyt w wiosce Mari-Mari dobiega końca. Bawiliśmy się świetnie, wszyscy jesteśmy zadowoleni i wcale nie żałujemy tej nagłej zmiany planów, którą zgotowała nam tropikalna burza.

Gdy wychodzimy jeszcze wciąż przyjemnie szumi mi w głowie pędzone tutaj wino ryżowe...

wódka ryżowa, Borneo, wioska Mari Mari


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...