Park Ptaków w Kuala Lumpur


Gdy już udaje nam się usiąść przy stoliku i zaczynamy przeglądać kartę menu rozlega się taki hałas, że z niepokojem rozglądam się dookoła. W restauracji jest jednak spokojnie, wszystko na swoim miejscu, goście siedzący obok nieporuszeni, ale na dworze właśnie zaczyna się tropikalna burza. W samą porę udało nam się schronić tutaj w restauracji Hornbill, tuż przy wejściu do Parku Ptaków w Kuala Lumpur.

Jeszcze nie tak dawno zapowiadał się kolejny piękny, słoneczny dzień. Wstaliśmy wcześnie rano i zaraz po śniadaniu wyszliśmy z hotelu, aby uniknąć upału i najgorszego słońca w czasie zwiedzania parku ptaków. Dojechaliśmy tu bez problemu, ale po drodze pogoda zaczęła się dosyć szybko zmieniać. Słońce gdzieś zniknęło, pojawiły się ciemne i ciężkie chmury. Gdy byliśmy pewni, że burza jest nieunikniona zatrzymaliśmy się właśnie tutaj…. na kolejną poranną kawę, pierwsze piwo czy co tam kto będzie chciał, byle przeczekać deszcz.


Składamy zamówienie a za oknem jest szaro i ciemno. Wielkie krople deszczu rytmicznie bębnią o szyby i dach. Wiatr targa gałęziami pobliskich drzew, przez chwilę mam wrażenie, że ten drobny budynek, w którym bezpiecznie udało nam się schronić może tego wszystkiego nie wytrzymać. Jest coraz gorzej, z minuty na minutę widać coraz mniej, świat za oknem przesłania ściana deszczu.  Błyskawice i pioruny co kilka sekund rozdzierają niebo swoim blaskiem i straszą nas przeraźliwym grzmotem. Są coraz głośniejsze i coraz bliższe, mam wrażenie jakby chciały wedrzeć się do środka restauracji.


Nagle wszystko cichnie. Słońce wychodzi zza chmur jak gdyby nigdy nic. Ślady po deszczu w zawrotnym tempie znikają. Wychodzę na taras. Drzewa które jeszcze chwilę temu tańczyły w szaleńczym rytmie wiatru stoją nieruchomo, jakby to wszystko było tylko snem. Na jednej z gałęzi, tuż obok mnie przysiada ogromny, czarny ptak ozdobiony wielkim, jaskrawym dziobem. To dzioborożec - symbol Malezji. Patrzę zauroczona na jego lśniące pióra i potężny, jakby podwójny dziób. Boje się poruszyć, ledwie oddycham. W końcu decyduję się jednak na użycie aparatu fotograficznego. Ptak wdzięcznie pozuje, chyba jest przyzwyczajony do zdjęć i turystów na tarasie restauracji Hornbill, a swoją drogą hornbill w tutejszym języku to właśnie dzioborożec.


Później od naszego przewodnika dowiaduję się kilku ciekawostek na temat tego ptaka. W okresie godowym łączy się w pary. Samiec zaprasza samicę do wcześniej znalezionej i przygotowanej dziupli, tu samica składa kilka jaj, po czym samiec zamurowuje ją w dziupli zostawiając malutki otwór umożliwiający karmienie. Dba o nią przez cały czas, aż wysiedzi jaja, trwa to około miesiąca. Później umożliwia samicy wydostanie się na zewnątrz, jednak młode pisklaki pozostają zamurowane aż osiągną wiek około 3 miesięcy, wtedy opuszczają gniazdo. Ten wielki dziób jest nie tylko ozdobą, spełnia swoje istotne zadania, za jego pomocą ptak może zamurować dziuplę, chwyta pożywienie, karmi pisklęta i pielęgnuje swe upierzenie.


Na dworze jest już słonecznie. Wszyscy zdążyliśmy zapomnieć o strasznej burzy. Znowu jest gorąco i wilgotno. Miło spędzamy czas w Parku Ptaków. To takie bardzo nietypowe zoo, gdzie ptaki mieszkają w ogromnych wolierach do których mogą wchodzić zwiedzający. Można więc swobodnie poruszać się miedzy nimi, podziwiać je z bliska, podglądać jak jedzą czy kąpią się.


Podobno jest tu największa woliera na świecie i rzeczywiście spacerując zupełnie nie ma się poczucia ograniczenia przestrzeni. W parku zgromadzono ponad 3 tys ptaków i ponad 200 gatunków, między innymi pelikany, liczne czaple, kazuary, ibisy, emu, papugi, dzioborożce i zapewne wiele innych ale…. tylko tyle zapamiętałam…..







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...