Raflezja - największy kwiat świata



Niestety nie mamy po co tam jechać. Nie było deszczu i nie zakwitła. Nie zobaczymy największy kwiat świata…. To już pewne, za chwilę opuszczany Malezję. Płyniemy do bardzo dziwnego kraju, jakim jest Brunei.


Brunei to królestwo jak z bajki. Jest tu dobry król (sułtan, władca absolutny), piękna i mądra królowa, ludzie żyją dostatnio, są szczęśliwi, nie płacą podatków, kochają swój kraj. Król mieszka w pięknym pałacu, do którego każdy raz w roku może wejść. Urodziny władcy obchodzi się przez miesiąc, są bale, darmowe uczty.


 Już niedługo zobaczymy tą bajkę a kwiatu raflezji niestety nie... Na pocieszenie wklejam sobie do pamiętniczka 10 malezyjskich ringitów z pięknym rysunkiem raflezji.


Raflezja to bardzo dziwna roślina, bardzo chcieliśmy ją wszyscy zobaczyć. Rośnie w wilgotnych lasach Borneo i Sumatry. To pasożyt, żywi się kosztem tropikalnych lian podobnych do winorośli. Nie posiada łodygi, liści ani korzeni, możemy zobaczyć tylko kwiat. Kwiat jest za to bardzo okazały, jego średnica wynosi najcześciej 80-100 cm, waży do 10 kilogramów. Posiada pięć czerwonych, mięsistych płatków. Podobno ich faktura i zabarwienie przypominają surowe mięso. W pobliżu raflezji nie fruwają motyle ale nad kwiatem unoszą się co zupełnie zrozumiałe roje much.


Pozostała cześć rośliny, której nie widać to długie nitkowate twory przerastające korzenie lian na których pasożytuje.

Raflezja nazywana jest “trupim kwiatem”, to wyjątkowo nieprzyjemnie pachnąca roślina. Jej zapach kojarzony jest z padliną, z rozkładającym się mięsem. Wszystko po to oczywiście aby zwabić muchówki, które zapylają kwiat.

Tą roślinę nie da się uprawiać, rośnie tylko w naturalnym warunkach. Jest bardzo kapryśna i nieprzewidywalna. Od zapoczątkowania kiełkowania nowej rośliny do wytworzenia pąka kwiatowego mija zwykle 4-5 lat. Pąki potrzebują kolejnych kilku miesięcy aby rozkwitnąć. Kwitnie raflezji trwa za to bardzo krotko, ledwie 4-5 dni i zdarza się to najczęściej po obfitych opadach deszczu.
Deszczu jednak nie było….

Niestety opuszczamy już Malezję. W strefie wolnocłowej wydajemy wszystkie pieniądze. Kupujemy pamiątki i alkohol, który jest niedostępny w kraju do którego płyniemy.


Siedzę na promie, wpatruję się w niebieską wodę i ciągle nie mogę pogodzić się z tym, że zabrakło nam odrobiny szczęścia. No bo wszystko było. Były raflezje, były pąki gotowe do zakwitnięcia, byliśmy my całkiem niedaleko. Zabrakło tylko deszcz, który pewnie lada moment spadnie…i zakwitną raflezje. Przyroda jest nieprzewidywalna i niczego nam nie gwarantuje….

Z naszych nie zrealizowanych planów pozostał tylko ślad w pamiętniczku i ten oto wpis na blogu...

1 komentarz:

  1. Miło się czyta Twój opis! Właśnie mam zamiar wybrać się w najbliższym czasie jak tylko restrykcje związane z covidem będą zniesione! Dzięki za inspiracje związane z raflezja!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...