Stoję w tłumie ludzi w samym środku dżungli. Dookoła mnie morze zieleni i wysokie drzewa, których korony skutecznie przykrywają niebo. Jest wcześnie rano, ale już bardzo ciepło i wilgotno. Stoimy w cieniu a słońce cały czas uparcie próbuje przedrzeć się przez gęstwinę liści i konarów drzew. Zadziwia mnie to miejsce. W środku niczego zbudowany z desek amfiteatr. Podwyższone podesty, schody umożliwiają każdemu zobaczyć to na co czekamy. Jest nas tutaj chyba ze sto osób. Wszyscy cierpliwie czekają i mają nadzieję.
Przyciszone ludzkie głosy mieszają się z ptasim śpiewem, pohukiwaniem, szelestem poruszanych wiatrem gałęzi. Jeszcze nie słychać rytmicznych dźwięków wyzwalanej migawki. Jeszcze nie teraz, jeszcze trwamy w niepewności - Przyjdą czy jednak nie tym razem?
Wreszcie coś zaczyna się dziać. Na wprost nas, na zawieszonych między drzewami platformach pojawia się człowiek. Taszczy ze sobą wielkie kosze owoców, które wykłada w różnych miejscach. Wokół mnie robi się zupełnie cicho, wszyscy milkną, słychać już tylko dźwięki przyrody. Mężczyzna wykładający owoce gdzieś znika…
Orangutany należą podobno do najbardziej przyjaznych i łagodnych małp człekokształtnych. Większość dnia spędzają na drzewach. Wysoko w koronach drzew budują swe gniazda, platformy na których śpią.
Można je spotkać już tylko w dwóch miejscach na ziemi, w lasach deszczowych Sumatry i Borneo, niestety należą do gatunku zagrożonego całkowitym wyginięciem. Tu w okolicach Sepilok Orangutan Rehabilitation Centre, gdzie właśnie jesteśmy mieszka ich podobno ponad dwa tysiące na obszarze o powierzchni czterech tysięcy hektarów. Wiele z nich to orangutany uratowane przez Centrum, wychowane od małego i przystosowane do życia w dżungli, następnie wypuszczone na wolność.
Są dosyć daleko od nas, ale przez lornetkę mogę spokojnie przyjrzeć się ich masywnym ciałom pokrytym rudo-brązowymi włosami. Podziwiam ich długie i silne ramiona, które zapewniają im sprawne poruszanie się między konarami drzew, mają nieproporcjonalnie krótkie nogi i nie posiadają ogona. Ich twarze nie są owłosione, tylko samce mogą mieć coś na kształt wąsów czy brody. Mają wielkie oczy i zęby.
Z przyjemnością patrzę jak pochłaniają świeże owoce, sprawnie obierają je ze skóry, dzielą na kawałki. Ręce mają zbudowane podobnie jak u człowieka, długie palce i krótki przeciwstawny kciuk. Tak samo wyglądają stopy. Dzięki takiej właśnie budowie orangutany swobodnie poruszają się po drzewach ale mogą też sprawnie chwytać rękami i stopami co podczas posiłku dosyć łatwo zaobserwować.
Po jedzeniu przychodzi czas na zabawę, psoty, wygłupy i nawet na miłość, na oczach całej widowni. Teraz dźwięk wyzwalanej migawki w aparatach zagłusza już wszystko. Małpy nic sobie z tego nie robią, widać przyzwyczajone są do takich codziennych odwiedzin.
Nagle bez pożegnania odchodzą, znowu zostajemy sami w środku dżungli i gdyby nie zdjęcia, które w każdej chwili mogę odtworzyć trudno byłoby mi uwierzyć w to co się przed chwilą wydarzyło…
Wieczorem przychodzimy jeszcze raz w to samo miejsce na drugie karmienie. Jest znacznie mniej ludzi niż rano i z lasu przychodzi tylko jeden orangutan. To samica z uczepioną jej futra malutką cudowną, bezbronną małpką. Jestem zachwycona… i znowu nie mogę uwierzyć, że to dzieje się naprawdę…
Uwielbiam czytać Twoje wpisy :) Piszesz tak obrazowo, że mam wrażenie, jakbym właśnie razem z Tobą odwiedziła orangutany na Borneo!To jedno z moich marzeń, mam nadzieję, że do spełnienia... ;)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za takie miłe słowa. Pamiętniczek tworzę zawsze na bieżąco i bardzo staram się zapisać w nim wszysto to co mnie zachwyciło i poruszyło. Robię mnóstwo zdjęć ale z doświadczenia wiem, że zdjęcia to nie wszystko. Dlatego mam przy sobie malutki notesik w którym też zatrzymuję chwile... tyle że słowami...
OdpowiedzUsuńA Borneo niewątpliwie warte zobaczenia, na własne oczy... W obliczu cudów przyrody zawsze będziemy amatorami....