Magicznych Świąt





W wigilię Bożego Narodzenia
przyjmijcie życzenia świąteczne

aby grudniowa noc sprawiła,
że wyraźnie ujrzymy wszystkie gwiazdy na niebie

i tę jedną, 
najważniejszą,
która poprowadzi nas przez życie

i pokaże najpiękniejsze miejsca na świecie

i niech Dzieciątko
błogosławi nam w każdej podróży.


Jak kolorowe ptaki i księciunie




Z daleka wyglądają jak kolorowe ptaki. Trzy kobiety w różnym wieku i dwóch starszych mężczyzn idą powoli zatopieni we własnych myślach. Delikatne, cieniutkie tkaniny kobiecych sukien jak kolorowe pióra falują przy każdym kroku. Odważne wzory i połączenia wyrazistych barw od razu rzucają się w oczy. Ostra czerwień, róż, soczysta zieleń, radosny turkus i odrobina złota mieszają się i tańczą przed moimi oczami. Nie sposób ich nie zauważyć, nie sposób się nie uśmiechnąć… 

Jeszcze nie wiem, że w tej podróży często będę się uśmiechać i dziwić….


Dlaczego Nepal?


Nadszedł czas na nowy Pamiętniczek....

Otwieram drewnianą skrzyneczkę, patrzę na grube notesy, pożółkłe kartki. Uśmiecham się.... ile w was wspomnień? ile cudownych chwil?

Co wybrać? Tyle miejsc mnie wzywa… Belize, Botswana, Chiny, Dubaj, Gwatemala, Honduras, Hong-Kong, Kambodża, Kuba, Lizbona, Malediwy, Nepal, Salwador, Sri Lanka, Tajlandia, Zanzibar, Zimbabwe, USA.

Nie zastanawiam się długo. Znowu mam ochotę na Azję.... 
Dlaczego? 
Nie wiem. 
Może dlatego, że było to równo rok temu? A ja wciąż pamiętam tamtych ludzi i ich świat...

Sri Lanka i Malediwy - moje wrażenia na gorąco




Lubię powroty do domu, klucz znajomo obracający się w zamku, bliskie mi ciepło i zapach od progu, uśmiechy najbliższych, merdające ogony i szczęśliwe oczy co mówią znacznie więcej niż można zmieścić w słowach. Lubię swój ulubiony kubek z gorąca herbatą, smak chleba,  pierwszą kąpiel we własnej wannie i głęboki sen we własnym łóżku. Podróżuje się podobno po to by wracać, by poczuć magię tych właśnie chwil. Czuje zmęczenie jednak  uważnie i powoli smakuję ten czas…

Wróciłam. Jestem trochę tu i wciąż jeszcze tam. 

Setny post i owad zatopiony w bursztynie


“Dobrze opowiedziana historia,
 niczym owad zatopiony w bursztynie,
 zatrzymuje na zawsze miniony czas”* 

...a ja lubię bursztyny i może dlatego właśnie piszę bloga....

#
To jest mój setny post.
Piszę go dla Ciebie i dla siebie….

#
Od kilku dni zastanawiam się jaki powinien być setny post? Zwyczajny jak wszystkie poprzednie, opisujący kolejną kartkę z Pamiętniczka czy może specjalny, jubileuszowy, podsumowujący a może wybiegający w przyszłość, oddany marzeniom i planom. Jaki?

Ponad 30 tysięcy kilometrów w 21 dni


Nasza podróż trwała 21 dni. Odwiedziliśmy 4 kraje: Malezję, Indonezję, Brunei i Singapur. Byliśmy  na wyspie Borneo, Jawa, Bali, Flores, Rinca i Komodo. Pokonaliśmy ponad 30 tysięcy kilometrów. Podróżowaliśmy pociągami, samolotami, autobusami,  metrem, taksówkami, promem, statkiem, małymi łodziami, konno i sporo kilometrów zrobiliśmy pieszo.  I to wszystko w 3 tygodnie! To była intensywna i niezwykle ekscytująca wyprawa.

Film "Pamiętniczek z Podróży - Indonezja"



Na moim kanale YouTube Pamiętniczek z Podróży ukazał się nowy film. Zapraszam do obejrzenia drugiej części Pamiętniczka z Podróży po Azji Południowo-Wschodniej  zobacz film

Tym razem Pamiętniczek zawiera relację z Jawy, Bali i Komodo.

Na bezludnej wyspie strach ma wielkie oczy


Stoję mokra i zmarznięta nad brzegiem morza, patrzę w dal i nie mogę wykrztusić z siebie ani jednego słowa. W mojej głowie kłębią się różne myśli a łączy je jedno pytanie “jak mogliśmy być tak głupi? aż tak głupi?”

Wszyscy pewnie je sobie zadają, bo wszyscy stoimy jak zaczarowani. Milczący i odrętwiali patrzymy z niedowierzaniem jak nasz statek z pogaszonymi światłami powoli odpływa niknąc w ciemnościach nocy….

Snorklowanie, delfiny i inne przyjemności morza Flores


To miał być wyjątkowy dzień, ostatni dzień naszego rejsu. Ranek zapowiadał cudowne chwile. Słońce wstawało radośnie. Jego ciepłe promienie zaglądały do kajuty i zdawały się delikatnie poruszać  firanką. Przez uchylone okno mieszały się dźwięki: plusk rozbijających się o burtę fal i odgłosy przygotowywanego śniadania. Rozchodzący się zapach kawy nie pozostawiał złudzeń, pora wstawać. Dziś o tyle łatwiej, że później będzie można jeszcze poleniuchować do woli. Nie planujemy żadnego zwiedzania, tylko pływanie, snorklowanie, opalanie się, co kto lubi i nic - czym można by się zmęczyć, same przyjemności!


Jak żyją ludzie na Komodo i dlaczego mam tyle wątpliwości



Z daleka widzę niewielką osadę nad samym brzegiem morza. Otacza ją bujna tropikalna dżungla. Nad wodą, lasem i ludzkim życiem unoszą się delikatne mgły...

Podpływamy bliżej. Teraz rozpoznaję niewielkie, kolorowe domki. Prawie wszystkie zbudowane są na palach. Przez chwilę zastanawiam się czy to zmieniający się poziom wody i względy bezpieczeństwa czy ochrona przed dzikimi zwierzętami wymuszają taką zabudowę.

Jelonki i Smoki na wyspie Komodo


Wyspa Komodo wita nas całkiem dużą i zupełnie pustą przystanią. Mogłoby zmieścić się tutaj kilkanaście takich statków jak nasz. Jesteśmy jednak sami. Cumujemy daleko od brzegu, przy samym końcu długiego drewnianego pomostu.

Idąc na brzeg wsłuchuję się w stukot własnych kroków. Drewniane deski skrzypią przyjaźnie a delikatny morski wiatr tańczy w moich włosach. Minęło właśnie południe, słońce grzeje najmocniej. Im bliżej brzegu tym powietrze staje się gęstsze i cieplejsze. Znowu idę na spotkanie z największymi jaszczurkami świata.

Dlaczego nie lubię Smoków z Komodo?


Wyspa Rinca stanowi cześć Parku Narodowego Komodo, w którym żyją warany, największe jaszczurki świata. To jedyne miejsce na świecie, gdzie można zobaczyć te zwierzęta, zostało ich prawdopodobnie tylko 7 tysięcy osobników. Wyspa jest nieduża, zamieszkana tylko przez pracowników parku i ok 2 tysiące smoków. Nie ma tu ludności cywilnej, a pracujący ludzie zmieniają się rotacyjnie, raz  na dwa tygodnie.

Zaczynamy rejs na Komodo



To będzie nasz dom przez najbliższe trzy dni. Stoję w malutkim porcie i patrzę na  biało-zielony statek z ogromnym dachem-tarasem i kolorowymi chorągiewkami powiewającymi na wietrze. W środku są trzy malutkie kajuty, w każdej z nich dwa dwuosobowe łóżka i nic więcej. Kajuty są tak małe, że z wielkim trudem mieszczą się tu dwie osoby, na bagaże nie ma miejsca.
- Będzie ciężko - myślę pesymistycznie.

Nie taka zła Matka Wszystkich Świątyń


Im jestem wyżej tym łatwiej mi zapomnieć… Już się nie spieszę, czuję jak z każdym metrem złość odpływa i zostawiam za sobą miejsca z których jeszcze kilka chwil temu chciałam jak najszybciej uciec. Spokojnie wspinam się pod górę, oddalam od tego co tak bardzo mnie zawiodło, co nie pasuje do moich wyobrażeń o najświętszym miejscu na Bali, co nie przystoi do moich wspomnień o spotkanych na wyspie ludziach.

Jestem w Pura Besakih.

Czy w świątyni Pura Ganung Kawi mieszkają duchy?


Gdy piszę te słowa wszystko już się zdarzyło i należy do przeszłości, ale dla mnie wciąż jest i wciąż jeszcze się dzieje…. bo obcowanie z duchami pozostawia ślad, wieczną pamiątkę, niezbity dowód innego istnienia….

I nawet jeśli to wszystko okaże się nieprawdą, nawet jeśli pozostanie tylko efektem mojej wyobraźni, nawet jeśli nic nie będzie znaczyć…. to jednak teraz jest, trwa…

Ta historia zdarzyła się naprawdę.

Czego nie zrobiłam w Świątyni Wody na Bali


Dopiero teraz jestem gotowa aby spróbować. Gdy tu przybyliśmy miałam szczerą ochotę na takie doświadczenie, później jednak czas dla mnie zatrzymał się w miejscu. Nie mogłam oderwać oczu od zgromadzonych tu ludzi. Ich szczerość, rozmodlenie, pełne oddanie tej właśnie chwili sprawiło, że straciłam poczucie rzeczywistości. Teraz niestety za późno, zaraz wychodzimy…

Dlaczego świątynie nad oceanem tworzą ochronny krąg Bali.


Ogłuszający dźwięk cykad bezlitośnie wypełnia wszystko dookoła, porusza każdą komórkę mojego ciała i skutecznie wzmagać odczucie ciepła. Nawet powietrze drga zgodnie z pulsem tej jednostajnej muzyki. Mimo starań nie umiem swoich kroków dostroić do tego rytmu - Może wtedy byłoby mi lżej? - myślę naiwnie. Z wielkim trudem pokonuję ostatnie metry. Upał odebrał mi wszystkie siły. Słońce wciąż grzeje niemiłosiernie, swoimi długimi promieniami dociera wszędzie i oblepia każdy skrawek ziemi. Z niepokojem wypatruję upragnionego cienia. Jeszcze trochę, jeszcze tylko parę schodków…

Co mówią Świątynie w Sanktuarium Monkey Forest


Na terenie sanktuarium Monkey Forest znajdują się trzy świątynie, w których świat bogów i świat ludzi harmonijnie łączą się ze sobą w odwiecznym cyklu życia-śmierci-życia. Tu w tym pięknym parku ze zdziwieniem odnajduję wiele symboli, obrzędów i rytuałów związanych z umieraniem i końcem ziemskiej wędrówki człowieka. Trochę mi z tym nie po drodze w czas wakacyjnej sielanki, ale poddaję się.... bez sprzeciwu temu, co chcą mi powiedzieć balijskie świątynie.…

Równowaga ze światem w Sanktuarium Monkey Forest


Przed wejściem na teren świątyni wita mnie ogromny posąg, to Hanuman, jedna z niewielu postaci Ramajany, którą jestem w stanie rozpoznać.  Małpi Król dobry i szlachetny, o czułym sercu pomógł kiedyś Bogu Ramie odnaleźć ukochaną żonę Sitę. Pierwszy raz usłyszałam o nim niedawno w Jaskiniach Batu niedaleko Kuala Lumpur (zobacz tutaj).

Teraz stoję przed bramą do Sanktuarium Monkey Forest i patrzę na jego pomnik oraz liczne małpy biegające po drzewach, okupujące zaparkowane w pobliżu skutery, odpoczywające w cieniu drzewa na ławkach.

Co robić na Bali? - nasz subiektywny wybór


Co można robić na Bali? Oczywiście jak na każdej wyspie można całe dnie spędzić na plaży, a wieczorami korzystać z bogatej oferty rozrywkowej. Można też zrezygnować z tego i pojechać w głąb wyspy. Najpiękniejsze miejsca leżą z dala od turystycznych kurortów. Warto zobaczyć Ubud (pisałam o tym tutaj), pola ryżowe, wulkany, wąwozy, wodospady ukryte w gęstej dżungli. Można też poświecić swój czas na zwiedzanie licznych świątyń. Każdy sposób wypoczynku jest dobry, byleby służył nam dobrze.

 My wybieramy przyrodę, widoki i świątynie.

Całe Bali pachnie kadzidełkami


Codziennie widzę jak wczesnym rankiem podchodzi do kapliczki i zostawia malutki koszyczek ofiarny, potem dym z zapalonych kadzidełek delikatną mgiełką przesłania jej twarz. Wiem, że ich sandałowy zapach niesiony wiatrem już za moment zapuka w moje okna. Znowu poczuję jak pachnie Bali.

Lubię patrzeć na ten codzienny rytuał, spokój i harmonię w każdym geście, modlitewne skupienie i niezachwianą pewność, że tak ma być.

Ubud to artystyczna stolica Bali


Ze snu wyrywa mnie pianie koguta - Gdzie jestem? - myślę powoli otwierając oczy. Ogarniam wzrokiem mały pokoik, białe ściany, drewniane, delikatnie zdobione meble a nad stolikiem ogromne zdjęcie tarasów ryżowych. Ich zieleń aż razi w oczy.
 - Zupełnie jak kadr ze znajomego filmu… i to pianie koguta… - w jednej chwili wszystko staje się jasne
 - Jestem na Bali! - wraca mi pamięć wczorajszego dnia gdy mój wzrok zahacza o nierozpakowaną walizkę. Do dzisiaj nie rozumiem jak udało mi się w nocy cokolwiek w niej znaleźć?…

Plumeria, moje wyjątkowe wspomnienie Bali


Taksówkarz zatrzymuje się przy jednej z głównych ulic Ubud - Jesteście na miejscu! - mówi słabą angielszczyzną  i nie przestaje się uśmiechać. Jeszcze raz,  jakby trochę przepraszająco za zbyt długą jazdę powtarza - Ceremony, ceremony! Ha ha ha! - Potem sprawnie wypakowuje nasze walizki, a my czekamy na przewodnika, który poszedł zorganizować nocleg.

Gdy z kluczami w ręku przechodzę przez wielką bramę nie mam pewności czy nie wchodzę właśnie do jakiejś świątyni.

Bali, jak oswoić pierwsze wrażenie


Pierwsze wrażenie jest dla mnie zawsze bardzo ważne. Staram się o nie dbać. Zaraz po wylądowaniu starannie karmię szczegółami obrazów nowego miejsca. Troszczę się by rosło i rozwijało pięknie. Chcę abyśmy byli sobie bliscy. Ufam mu. Już wiem, że odpowiednio zadbane nigdy się nie myli. Wiem także, że ma taką siłę aby zmienić wszystko co było przed i wszystko co będzie za chwilę: moją radość w smutek, zdenerwowanie w chwile prawdziwego szczęścia, łzy w szczery śmiech lub wszystko idealnie na odwrót.

Siedzę w taksówce jadącej z lotniska Denpasar do naszego hotelu. Staram się nie odrywać wzroku od tego co widzę za szybą. Zachłannie chłonę to co mnie otacza, przyswajam, nazywam i przechowuję w pamięci. Wszechświat mi sprzyja...

Zdobywamy wulkan Bromo


Jesteśmy na wysokości ponad  2 tys. metrów. Właśnie przywitaliśmy nowy dzień, obserwując jak wschodzi słońce nad wulkanem Bromo. Za chwilę pojedziemy pod sam stożek, wdrapiemy się na jego szczyt i zajrzymy w głąb ziemi. Jeszcze nie wiem jakie to uczucie… jeszcze nie wiem co mnie tam czeka…

Słońce wschodzi nad wulkanem Bromo


Jest 3 rano i zupełnie ciemno, dookoła czarna noc, ani śladu księżyca, niebo pozbawione gwiazd. Wąski strumień żółtego światła oświetla jadący przed nami samochód. Dokładnie widzę fragment czerwonej karoserii i tablicę rejestracyjną. Wielkie szerokie koła wzbijają kłęby kurzu, spod nich co chwilę tryskają kamienie. Czuję, że jedziemy ostro w górę. Silnik wyje złowrogo. W rytmie jego odgłosów podskakuję na niewygodnej, twardej ławce.

Odwracam się do tyłu i to co widzę pozostaje w mojej pamięci do dzisiaj.

Prambanam a potem pociągiem i samochodem przez Jawę.


Jest zupełnie ciemno, miasto jeszcze śpi. Wczoraj tak tłoczne dziś wydaje się bezludne, opuszczone przez ludzi, zwierzęta, motory i samochody. Do wschodu słońca zostały jeszcze dwie godziny. Idziemy w milczeniu, stukot kół naszych walizek odbija się echem między ciasnymi zabudowaniami wąskich uliczek starej dzielnicy Yogyakarty.

Yogyakarta i pałac wodny


Czasami niewiedza jest zbawienna. Tak właśnie to czuję, po prostu mniej mi żal. Zupełnie nie wiem co tracimy, nie wiem dlaczego tu jesteśmy i wcale nie chcę już tego wszystkiego wiedzieć.

Najdroższa kawa świata


Zdecydowanie za długo piliśmy tę kawę - tylko w ten sposób potrafię wytłumaczyć wszystko to co stało się później.
A stało się! Gdziekolwiek dotarliśmy wszędzie było już za późno, zamknięte, nie dla nas - mimo, że mieliśmy bilety wstępu i teoretycznie było jeszcze otwarte.

Cały misternie układany plan dnia na naszych oczach, powoli rozsypywał  się jak domek z kart.

Ale kawa!…. kawa była grzechu warta!

Borobodur - tu wszystko jest medytacją


- Zwiedzajcie i medytujcie, po to tu jesteście. Wszystko może być tutaj medytacją i zwiedzanie, i zachwyt, robienie zdjęć, chwile odpoczynku i zadumy, zmęczenie, trud i pokonywanie stromych schodów w równikowym upale. Temu służy to miejsce....

Jesteśmy w Borobodur, największej buddyjskiej świątyni na świecie. Nasz lokalny przewodnik zdołał nas już wprowadzić w tajemnice buddyzmu. Opowiedział też kilka ciekawostek z życia Buddy, przedstawił znaczenie i wyjątkowość świątyni Borobodur.

Borobodur - Co mówi do mnie Budda?


Stoimy na dziedzińcu przed wejściem do świątyni. Obok nas kręcą się kobiety sprzedające kapelusze. Wyglądają zabawnie w stosach czapek na głowie. Patrząc na nie trudno się nie uśmiechnąć, trudno też odmówić sobie przyjemności takiego zakupu. Syn nie zastanawia się długo i zdecydowanym ruchem wybiera jeden z kapeluszy. Jest wcześnie rano, a słońce już daje się mocno we znaki - nakrycia głowy wydają się konieczne…

Borobodur - 500 postaci Buddy i ponad 200 bez głów


Stoję w korytarzu najniższego tarasu świątyni Borobodur i słucham opowieści lokalnego przewodnika. Stąd budowla przypomina gigantyczną piramidę. Potężne bloki skalne układają się w korytarze i tarasy, im wyżej tym coraz mniejsze. Na szczycie widać ogromną stupę, wieńczącą całość jak korona. Świątynia spowita jest jeszcze lekką mgiełką ale już wyraźnie widać wszystkie kształty. Na tle kolorowej rzeki ludzi, wypełniającej korytarze i tarasy mieszają się kolory skał  - szary, żółty, brunatny i różowy.

Borobodur - największa buddyjska świątynia świata


Z lekkim rozbawieniem patrzę jak śpiewa i tańczy “Hakuna matata” - dziarski staruszek, szczerze uśmiechnięty, malutki, z wyraźnymi azjatyckim rysami twarzy. Jest pozytywnie nastawiony do wszystkiego i do wszystkich, bije od niego na odległość jakaś dobra energia - oto nasz lokalny przewodnik. On będzie oprowadzał nas po największej buddyjskiej świątyni świata.

Yogyakarta - wreszcie prawdziwa Azja!


Trzymam się grupy ale i tak ląduję sama na środku ulicy. Przejścia dla pieszych nic tu nie znaczą, a przechodzień jest najmniej ważnym uczestnikiem ruchu drogowego. Tu liczy się prawo silniejszego. Wszyscy używają klaksonów, kto głośniejszy ten ważniejszy. Czuję jak niewiele tu znaczę...

Singapur i 25 km pieszej wędrówki


Po krótkim odpoczynku i szybkim lunchu idziemy dalej. Zanim rozdzielimy się na dwie grupy - tych co chcą zobaczyć oceanarium i tych co wolą ogród botaniczny zwiedzamy jeszcze katedrę a później parlament. Tu wchodzimy na chwilę do jakiegoś darmowego muzeum, chcemy choć na moment skorzystać z dobrodziejstw klimatyzacji. Obok parlamentu widzę budynek sądu. W Singapurze za przemyt narkotyków grozi kara śmierci, nadal wymierza się tu kary cielesne i dotyczy to także obcokrajowców.

Singapur widziany z 56 piętra


Wcześnie rano wychodzimy z hotelu. Przy recepcji dowiaduję się, że niektórzy nie przespali nocy. Zmieniali pokoje z powodu gniazda niezidentyfikowanych robali w poduszkach, inni z powodu kałuży wody z cieknącej klimatyzacji.
 Nasz, brzydki pokój na szczęście nie okazał się żadną pułapką a podobno górne piętro hotelu, gdzie są odnowione pokoje, to zupełnie inna bajka...

Singapur - nocne zwiedzanie miasta

Marina Bay

Jesteśmy tylko 140 km od równika. Jest parno i gorąco. Klimatyzowana taksówka wiezie nas do hotelu. Miasto jest ogromne, podobno mieszka tu około 5 milionów ludzi. Nasz hotel 101 znajduje się w chińskiej dzielnicy. Gdy tam dojeżdżamy taksówkarz pyta nas 
- Skąd jesteście?
- czy pierwszy raz  w Singapurze? 
a potem żegnając się z nami ostrzega przed nocnymi spacerami w tym regionie miasta. 
Rozglądam się dookoła …..

Film Pamiętniczek z Podróży - Malezja i Brunei


Na moim kanale You Tube ukazał się nowy film. Zapraszam do obejrzenia pierwszej części Pamiętniczka z Podróży po Azji Południowo-Wschodniej.

Zwiedzamy Brunei


Dziś zwiedzamy Brunei. Jest wcześnie rano. W hotelowym holu czekamy na transport. Siedzę w ogromnym fotelu i patrzę w dal. Po drugiej stronie ulicy dostrzegam kolorowy bilbord z ozdobnym napisem. Rozpoznaję tylko dwa słowa, to mi wystarcza, całość tłumaczę sobie jako “niech Allach chroni sułtana”.

Sułtanat Brunei - pierwsze wrażenia


Do Brunei docieramy promem. Bardzo jestem ciekawa tego kraju. Czy sprawdzi się wszystko to o czym pisałam w ostatnim poście? Czy rzeczywiście żyje się tu jak w bajce? zobacz tutaj

Z portu do hotelu jedziemy taksówką. Wiezie nas młodziutka dziewczyna. Ubrana w długą suknię zakrywającą nogi i ręce, na głowie ma kolorową chustę. Jest bardzo miła, dobrze mówi po angielsku, pyta skąd jesteśmy. Gdy mówimy, że z Europy uśmiecha się z rozmarzeniem. Niedawno brała ślub i w podróży poślubnej była w Paryżu. Z dumą pokazuje zdjęcie męża i kolorowy brelok, przypięty do kluczyków od samochodu, pamiątkę z napisem Paris.

Raflezja - największy kwiat świata



Niestety nie mamy po co tam jechać. Nie było deszczu i nie zakwitła. Nie zobaczymy największy kwiat świata…. To już pewne, za chwilę opuszczany Malezję. Płyniemy do bardzo dziwnego kraju, jakim jest Brunei.

Kinabatanga rejs w poszukiwaniu karłowatych słoni


- No i co ? - pytamy z nadzieją w głosie, nieudolnie siląc się na obojętność. Od tej odpowiedzi zależą nasze plany na dwa najbliższe dni.
Przewodnik z poważną miną powoli odkłada telefon między filiżankę z kawą a gruby podróżny notes. Notes gdzie zapisane jest wszystko, co dotyczy naszej wycieczki.
- Jeszcze nie zakwitła, ale jest duża szansa, od kilku dni tam nie padało, wystarczy jeden porządny deszcz…. - odpowiada z nadzieją w głosie.

Mały orangutan Peanut i jego przedszkole

Borneo, orangutan

A jednak to wszystko prawda, telewizja nie kłamie, mały orangutan Peanut istniej na prawdę! Dziś ma już trzy latka i być może za chwilę go zobaczę.
Przed przyjazdem tutaj oglądałam film o Ośrodku w Sepilok i o tym ile dobrego robią tutaj dla małych orangutanów, sierot znalezionych w dżungli lub odebranych handlarzom. Ich matki to niestety często ofiary strażników plantacji palm olejowych lub ludzi co dla pieniędzy gotowi są zabić samicę po to tylko aby zyskownie sprzedać jej dziecko.

Orangutan - leśny człowiek co udaje, że nie potrafi mówić

Borneo, Sepilok, dżungla


Stoję w tłumie ludzi w samym środku dżungli. Dookoła mnie morze zieleni i wysokie drzewa, których korony skutecznie przykrywają niebo. Jest wcześnie rano, ale już bardzo ciepło i wilgotno. Stoimy w cieniu a słońce cały czas uparcie próbuje przedrzeć się przez gęstwinę liści i konarów drzew. Zadziwia mnie to miejsce. W środku niczego zbudowany z desek amfiteatr. Podwyższone podesty, schody umożliwiają każdemu zobaczyć to na co czekamy. Jest nas tutaj chyba ze sto osób. Wszyscy cierpliwie czekają i mają nadzieję.

Co słychać w koronach drzew lasów deszczowych

Rainforest Discovery Centre, Borneo


O czym szumią lasy deszczowe najlepiej posłuchać spacerując w koronach ich drzew.
Jesteśmy w Rainforest Discovery Centre na Borneo. To fantastyczny rezerwat przyrody, miejsce gdzie można z bardzo bliska przyjrzeć się lasom deszczowym i ich opowieściom.

Jak odwiedziliśmy Łowców Głów i inne plemiona Borneo

wioska etniczna, kulturalna, plamiona Borneo, domy Borneo,

“Mari Mari” w języku tubylców znaczy “chodź chodź”
"Mari Mari" wzywa nas do siebie….
my jeszcze o tym nie wiemy….
jeszcze mamy zupełnie inne plany….

Jesteśmy w Kota Kinabalu jednym z największych miast na Borneo. Siedzimy na tarasie restauracji portowej i jemy jeden z najwspanialszych posiłków. Świeże, grillowane ryby, ryż, warzywa o azjatyckim smaku - niby wygląda to jak nasz szpinak a smakuje zupełnie inaczej - do tego coś co przypomina karczochy ale chyba nimi nie jest. Zimne, białe wino wprost idealnie komponuje się z tym posiłkiem….. na tarasie….. z widokiem na morze….

Chinatown w Kuala Lumpur

Kuala Lumpur, targowisko, chińszczyzna, targ podróbek, Chinatown,

Mam wrażenie, że skorzystałam z jakiejś tajemnej teleportacji i nagle znalazłam się w zupełnie innym świecie i nie jest to spokojny świat Malezji. Stoję na środku ruchliwej uliczki. Nad moją głową wiszą czerwone lampiony, małe i duże, setki a może i więcej. Zewsząd otaczają mnie chińskie napisy. Uliczni sprzedawcy, właściciele małych sklepików nawołują, zaczepiają byle tylko zwrócić uwagę na ich towar. A kupić można tu wszystko

Park Ptaków w Kuala Lumpur


Gdy już udaje nam się usiąść przy stoliku i zaczynamy przeglądać kartę menu rozlega się taki hałas, że z niepokojem rozglądam się dookoła. W restauracji jest jednak spokojnie, wszystko na swoim miejscu, goście siedzący obok nieporuszeni, ale na dworze właśnie zaczyna się tropikalna burza. W samą porę udało nam się schronić tutaj w restauracji Hornbill, tuż przy wejściu do Parku Ptaków w Kuala Lumpur.

W Jaskiniach Batu


Jest jeszcze ciemno gdy słyszę nawoływanie do modlitwy a potem śpiewny głos muezina. W Malezji nie jest potrzebny zegarek, tu pory dnia wyznaczają kolejne modlitwy, od wschodu do zachodu słońca, pięć razy dziennie. Już wczoraj zauważyłam jak dużo jest tu meczetów. Nie sposób chyba znaleźć w Kuala Lumpur nocleg bez śpiewnej pobudki muezina w gratisie. Jesteśmy w muzułmańskim kraju.

O ironio, nie zwiedzamy tu jednak meczetów. Dziś jedziemy do jaskiń Batu, około 13 kilometrów od Kuala Lumpur, najbardziej popularnych świątyń hinduskich poza Indiami.

Selamat Pagi Kuala Lumpur


Jest sierpień 2015 roku, właśnie rozpoczyna się nasza podróż do Azji południowo-wschodniej. Siedzę w samolocie lecącym z Doha do Kuala Lumpur. Minęło już ponad 6 godzin lotu. Stewardesy zarządziły dzień, zapalono światła i pozwolono nam odsłonić okna. Za chwilę będzie śniadanie, a może to już pora lunchu... Marzę o gorącej aromatycznej kawie.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...