Stoję zapatrzona w dal. Przede mną miasto. Małe domki o monotonnie płaskich dachach ciasno ułożone nad brzegiem jeziora. Jak kolorowe klocki lego wypełniają każdą wolną przestrzeń pomiędzy górami. Góry pokrywa ciemna zieleń drzew. Zadziwia mnie ich miękkość podobna do mchu. Im dalej tym obraz coraz bardziej rozmywa się pod jedwabistą kołdrą z mgły. Gęste chmury wiszą nisko nad horyzontem.
- Tam gdzieś są Himalaje - słyszę głos naszego przewodnika.