Perła w ostrydze czyli o tym jak łatwo zmieniłam zdanie


Po 3 godzinach lotu szczęśliwie lądujemy w Nowym Orleanie. Port lotniczy im Louisa Armstronga nie jest duży, nie ma tu tłumów pasażerów, ani ciągnących się kilometrami terminali. Bez trudu odbieramy bagaże. Wychodzę na zewnątrz. Louisiana wita mnie ciepłem i słońcem. Głęboko wdycham wilgotne powietrze. To miła odmiana po chłodnym i pustynnym Las Vegas.

Jak Nowy Orlean świętuje Mardi Gras


Fiolet jako pierwszy rzuca się w oczu. Dosłownie siłą wdziera się pod powieki. Zostaje tam jakiś czas a potem zahacza o kilka szarych komórek i teraz, gdy zamakam oczy widzę już tylko fiolet. Gdy je otwieram to niewiele się zmienia. Jest tu i tam. Jest wszędzie dookoła, na płotach, balustradach, balkonach, na koszulkach, kapeluszach, transparentach, na sklepowych wystawach i półkach. Całe miasto mu sprzyja. 

Nie, nie jest jaskrawy ani rażący. I nie jest też sam. Zawsze w towarzystwie dwóch innych kolorów...

 To on tu rządzi. Jego głębia krzyczy. Jego powaga i nasycenie nie pozostawiają złudzeń. 

To zdecydowanie najmocniejszy kolor z całej trójki. Trójki kolorów Mardi Gras, które w styczniu i lutym oblekają miasto.

Co oznacza Las Vegas i jak jeszcze bywa nazywane


Skąd pochodzi nazwa LAS VEGAS? Aby to zrozumieć wyobraźmy sobie rozległą pustynię, otoczoną przez suche, niezarośnięte żadną roślinnością góry, wypełnioną kamieniami i kurzem, z rzadka porosłą karłowatą roślinnością. Słońce świeci tu średnio 310 dni w roku. Lata są bardzo suche i upalne, średnia temperatura sięga 35-40 stopni C. Deszcz pada tylko przez około 27 dni w roku i to głównie zimą a zimy są krótkie i dosyć ciepłe, choć szczyty wzgórz bywają pokryte śniegiem. Pamiętam ich obraz widziany niegdyś z okna samolotu.

Sadhu - hinduscy święci czy bezdomni dziwacy


Gdy wychodzę ze świątyni Pashupatinath czuję zmęczenie. Idę powoli. Z trudem dźwigam nadmiar wrażeń. Obce dźwięki wciąż krążą między moimi myślami. Gdzieś na dnie serca drży jeszcze samotność. Przymykam oczy. Pod powiekami ciągle niosę twarze spotkanych tu ludzi, ogień i szary popiół z kremacyjnych stosów, tajemnicze świątynne zaułki, zwyczaje, których nie rozumiem i pomarańczowe aksamitki zdobiące całun. Powoli zapominam o świątynnym chaosie i bałaganie. Już się nie dziwię. Już wszystko wiem. 

Święte Pashupatinath


Otacza mnie barwny tłum. Wszystko wydaje mi się takie niezwyczajne. A jednak dziwię się, gdy trochę dalej w bramie malutkiej świątyni widzę dwóch mężczyzn. Wyglądają jak z kolorowych ilustracji „Baśni tysiąca i jednej nocy”. Odziani w jaskrawo czerwone dhoti i długie luźne koszule, ozdobieni sznurami korali, niosą na głowie płócienne worki, które miękko opadając układają się na kształt ogromnych, kolorowych turbanów. Patrzę zadziwiona. Żółto-pomarańczowy szal jednego z nich, niczym ptasie pióra delikatnie kołysze się w rytm kroków. Spod udrapowanej na biodrach tkaniny wystają im chude łydki a bose stopy wciśnięte w czarne klapki posuwistym ruchem prowadzą ich wprost na kamienny mostek ku świątyni Pashupatinath. Są jak kolorowe egzotyczne ptaki. Ich widok nadaje moim myślom ekscytujący smak podróży.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...