Nie taka zła Matka Wszystkich Świątyń


Im jestem wyżej tym łatwiej mi zapomnieć… Już się nie spieszę, czuję jak z każdym metrem złość odpływa i zostawiam za sobą miejsca z których jeszcze kilka chwil temu chciałam jak najszybciej uciec. Spokojnie wspinam się pod górę, oddalam od tego co tak bardzo mnie zawiodło, co nie pasuje do moich wyobrażeń o najświętszym miejscu na Bali, co nie przystoi do moich wspomnień o spotkanych na wyspie ludziach.

Jestem w Pura Besakih.



To najważniejsza świątynia na Bali. Przyciąga turystów ale i niestety lokalnych cwaniaczków liczących na łatwy zarobek. Zaczęło się niewinnie, na parkingu otoczyły nas dzieciaki oferujące zakup pocztówek. Nasze kolejne “nie, dziękujemy” zupełnie na nie nie działało; dzieci nie poddawały się, chodziły za nami krok w krok, ponaglały do zakupu ciągnąc za rękaw i słodko się przy tym uśmiechając.


Później kilkukrotnie próbowano nas oszukać naciągając na dodatkowe koszty. Zmuszano do opłacenia sarongów, które do tej pory zawsze otrzymywaliśmy za darmo wraz z wykupieniem biletu - na Bali nie można wejść na teren świątynny mając odsłonięte nogi i nawet jeśli jest się w długich spodniach, biodra należy przepasać szarfą w odpowiednim kolorze.


Zaraz po przekroczeniu bram świątyni natrętnie przekonywano nas do opłacenia przewodnika, bez którego jakoby w ogóle nie będziemy mogli poruszać się nawet pomiędzy świątyniami. Wszystko to oczywiście nie było potrzebne i było smutną próbą zarobienia na naiwnych turystach, pozostawiło niesmak kłótni, podniesionych głosów.

Odchodzę….


Jest gorąco i parno, słońce świeci prawie pionowo, każdy krok pod górę to wysiłek, zmęczenie… ulga i uspokojenie myśli. Zaczynam widzieć świat inaczej, znowu dostrzegam, że jest pięknie, nawet cicho, miejscami bezludnie. Mijam świątynie, spinam się po stromych schodach, przechodzę przez bogato zdobione bramy, w kamiennych alejkach szukam cienia; czuję jak zewsząd otula mnie woń kadzidełek; przystaję, odwracam się; pode mną zielona tropikalna dżungla, wzrok przyjemnie ślizga się po odległych dolinach, zahacza o kwiaty na pobliskich drzewach, osiada na dachach świątynnych zabudowań, z których tu i ówdzie jak wieże wystają strzeliste pagody.  Jestem w najświętszym miejscu na wyspie.


Balijczycy nazywają ją Świątynią Matką, jest największa, najświętsza spośród wszystkich świątyń; położona w północno- wschodniej części wyspy, na wysokości ponad 1000 metrów, na zboczu świętej góry, wulkanu Ganung Agung. To na tej górze mieszkają najwięksi bogowie wyspy i gdy się gniewają bywa niebezpiecznie.

Ostatnia erupcja wulkanu miała miejsce w 1963 roku, życie straciło wtedy 2000 osób. Gorąca lawa spływała w dół zbocza i niszczyła wszystko, ale cudem ominęła świątynię, nie czyniąc jej najmniejszej szkody. Balijczycy odebrali to jako znak, łaskę bogów, którzy pokazali swą potęgę, jednak nie pozwolili zniszczyć świętego miejsca.


Pura Besakih powstała ponad 1000 lat temu, prawdopodobnie w VIII wieku i przez następne stulecia była intensywnie rozbudowywana, aż osiągnęła obecny kształt. W rzeczywistości jest to dziś kompleks ponad 20 świątyń porozrzucanych  na malowniczych tarasach najwyższego wzniesienia na Bali. Zbudowane są z czarnego kamienia i drewna, wszystkie otoczone murem. Najważniejszym miejscem i jedną z najpiękniejszych budowli jest  pagoda Pura  Penataran Agung. Prowadzą do niej wysokie schody, kończące się olbrzymią rozszczepioną brama. W centrum zespołu świątynnego mieści się Lotosowy Tron, symbolizujący hinduską trójcę: Boga Brahmę, Wisznu i Siwę.


Do większości świątyń niestety nie wolno nam wejść, przyzwyczaiłam się już do tego i mam nawet takie poczucie, że wszystkie nasze starania, zaglądanie przez ażurowe bramy, spinanie się na niskie murki, podglądanie wnętrz przez niedomknięte drzwi dodaje zwiedzaniu swoistego uroku i tajemniczości.


Jesteśmy już naprawdę wysoko. Pogoda się zmienia. Słońce zasłaniają ciężkie burzowe chmury. Dochodzimy do ostatniego piętra świątyni, z żalem wspinam się po ostatnich już dzisiaj schodach, przechodzę przez ostatnią bramę i staję przed niezwykle ozdobnymi drzwiami. Są otwarte. O dziwo, mogę wejść do środka….. mogłabym, bo ostatnia świątynia jest dla wyznawców wszystkich religii, jeśli tylko chcą oddać się tutaj medytacji. To musi być fantastyczne uczucie korzystać z tej ciszy, widoków, aury świętości, odpoczywać w cieniu kilkusetletnich murów, w otoczeniu balijskich bogów, u stóp najświętszej góry. Nie wchodzę jednak do środka, nie jestem sama…. nie mamy czasu…. szkoda….


Moja medytacja ogranicza się do kilku chwil zachwytu nad widokiem z najwyższego piętra Pura Besakih.
- Nie taka zła Matka Wszystkich Świątyń - myślę na głos - tu na samej górze nawet najlepsza.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...