To przed czym uciekamy, wciąż nas goni.


Jeszcze chwilę temu stojąc obok świątyni Chasi Deval Krishna na Durbar Squer w Patan chciałam uciec jak najdalej, nie mogłam słuchać o ośmiu żonach, które żywcem spłonęły na stosie kremacyjnym tylko dlatego, że zostały wdowami. Nie chciałam o tym myśleć ani tego widzieć, nawet oczami wyobraźni. Nie chciałam zastanawiać się dlaczego okrutna tradycja sprawiła, że nawet królewska korona na głowie każdej z tych ośmiu kobiet nie była w stanie ocalić je od śmierci. Za wszelką cenę nie chciałam spotkać się z bezdusznością świata...  ale to przed czym uciekamy, wciąż niestety nas goni.
Tradycja jest silna i czasami okrutna jak bogini Kali. 

Stoję na dziedzińcu Pałacu Królewskiego w Patan i patrząc na złote drzwi świątyni Taleju znowu chcę uciec…

a jeszcze chwilę temu zachwycałam się tym co mnie tu otacza.


Kali to wieloręka hinduska bogini, pani czasu i śmierci, pogromczyni demonów i sił zła. Ma wiele mocy symbolizowanych przez liczne ręce. Tu w tej świątyni podziwiam jej 108 przedstawień, wszystkie wyrzeźbione są w drewnie, podtrzymują dach czworobocznej niezbyt dużej świątyni i trójstopniowej pagody dumnie wyrastającej ponad zadaszenia królewskiego pałacu. Spacerując dookoła wewnętrznego dziedzińca mogę każdej z nich przyjrzeć się z bliska a każda z nich jest inna, choć na pierwszy rzut oka wszystkie takie same. Różnią się jednak postawą, strojem i innymi szczegółami ale przede wszystkim mają różną ilość rąk.

- Im więcej rąk tym przedstawienie bogini jest silniejsze - tłumaczy przewodnik.

Nie rozumiem tego jak można jednego boga przedstawiać z różną siłą? Może bogowie też mają swoje lepsze i gorsze dni? 


Zresztą nie rozumiem i wielu innych rzeczy.  Świątynia w której obecnie jestem nazywana jest świątynią Taleju a nasz przewodnik opowiada nam cały czas o bogini Kali. W jakiś sposób Kali jest spokrewniona z boginią Taleju a także z Parvati (żoną boga Siwy) i Durgą, coś je łączy ale nie wiem co… nie rozumiem… gubię się…  a może podążając co chwilę za własnymi myślami niezbyt uważnie słucham tego co mówi przewodnik.


Szybko jednak przestaję się tym przejmować bo tu gdzie stoję jest cicho i pięknie. Jesteśmy sami jeśli nie liczyć starszego pana sprzedającego girlandy żółto- pomarańczowych kwiatów i policjanta stojącego przy wejściu. 

Nie dochodzą tu odgłosy z placu Durbar a gdy na chwilę milknie nasz przewodnik, słyszę drganie powietrza poruszanego setkami obecnych tu rąk bogini Kali. 



Dziedziniec wyłożony jest ceglanym brukiem, otaczają go ceglane ściany poprzetykane bogato rzeźbionymi elementami z drewna. Drzwi, okna, niewielkie krużganki, balkony, kolumny, balustrady to wszystko dzieło newarskich artystów. 



W zdobieniach dominują oczywiście bohaterowie Ramajany, postacie bogów, bóstw, dziwne stwory, wszystkie misternie wypracowane, pełne drobiazgów i realistycznych detali. Drewniane kwiaty, listki, gałązki zachwycają delikatnością, miejscami do złudzenia naśladują miękkość haftu a misternie rzeźbione okiennice zasłaniające pałacowe i świątynne wnętrza sprawiają wrażenie koronkowej siateczki zawieszonej na bogato rzeźbionych framugach okiennych. 



Cały budynek, wszystkie drzwi i okna oplatają liczne wstęgi,wstążki, wstążeczki finezyjnych ornamentów. Tu króluje drewniane bogactwo niczym nieskrępowanej wyobraźni artysty i praca utalentowanych dłoni. 


Na jednej ze ścian dostrzegam złote drzwi prowadzące do świątyni. Oglądam bogato zdobiony portal. Tu także odnajduję liczne przedstawienia bogini Kali, jedna z nich ma aż 18 rąk i w każdej trzyma jakiś przedmiot. To jest siła i sprawczość - myślę z podziwem o bogini. U szczytu góruje ptak o ciele człowieka, zapewne Garuda tylko czemu ma aż cztery ręce? 



Zastanawiam się czy wszyscy przebywający w pobliżu bogini Kali zyskują dodatkowe ręce? Przed chwilą mijałam posąg Ganeszy z dziesięcioma rękami. To bardzo przyjazny i mądry bożek, który ma postać człowieka i głowę słonia. Jest opiekunem pisarzy i podróżników. Usuwa wszelkie przeszkody i gwarantuje powodzenie w różnych przedsięwzięciach. Jego wizerunki często można zobaczyć przy wejściach do domów, zapewnia bowiem domownikom obfitość i dobrobyt. Czy dodatkowe ręce także i jemu dodają siły?


Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk dzwonków. Patrzę na portal, po obu jego stronach siedzą dwa ogromne ptaki i trzymają w swych skrzydłach malutkie dzwoneczki. Czyżby to one przerwały panującą tu ciszę?   

Spoglądam na złote drzwi i wtedy zauważam coś w co początkowo trudno mi uwierzyć. Podchodzę bliżej i nie mam już złudzeń. Nad wejściem do świątyni wiszą zwierzęce wnętrzności, cztery sznury jelit i jeszcze coś. Nie chcę myśleć co to jest, nie mam ochoty zastanawiać się nad tą dekoracją. Znowu dogania mnie myśl o śmierci, o bezlitosnej tradycji i tym razem nie mam gdzie uciec… 



Przewodnik snuje swoją opowieść. Słucham o rytualnych mordach, składaniu ofiar, o przerażającej bogini, silnej i bezwzględnej w walce ze złem. Tylko ofiara ze zwierząt i dar krwi mogą pokonać jej gniew i zapewnić ludziom ochronę. Taka jest tutejsza wiara i tradycja.  Dlatego raz w roku zabija się 108 bawołów wodnych, po jednym dla każdego przedstawienia Kali. Krew strumieniami płynie po bruku, ryki zwierząt obijają się echem o ściany a darowane bogini krople czerwonej krwi wraz z życiem zwierząt ofiarnych odpędzają złe moce.


Okrutna bogini ma swoją ofiarę a ludzie uspokojenie swoich lęków.

 Jestem jednak pewna, że tylko na chwilę bo to, przed czym uciekamy wciąż nas niestety goni…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...