Patan od wieków nazywają Pięknym Miastem


Dawno temu w dolinie Katmandu były trzy królestwa i trzy stolice: Katmandu, Patan i Bhaktapur i tylko jedną z nich nazywano Pięknym Miastem. Dziś królestwa te już nie istnieją,  granice miast się zatarły, wszystkie razem tworzą wielką aglomerację, ale piękno pozostało i wciąż trwa.


Jedziemy na drugą stronę rzeki Bagmati, tu znajduje się miasto Patan, trzecie największe w Nepalu, liczące ponad 200 tysięcy mieszkańców. W języku newarskim bywa określane jako Lalitpur co oznacza Piękne Miasto. Jego Durbar Squer czyli Plac Królewski znajduje się zaledwie o 5 kilometrów od Durbar Squer Katmandu i oba zostały wpisane na listę Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. 



Jak podają przewodniki Patan zachwyca tradycyjną nerwaską architekturą i siecią wąskich, średniowiecznych uliczek a ja patrzę na mapę i jestem zadziwiona ilością buddyjskich klasztorów, stup i hinduskich świątyń. Jest ich tu podobno ponad osiemset. 


Wysiadamy w pobliżu najsłynniejszego placu targowego w mieście. Mangal Bazar tętni handlowym życiem. Jest tu głośno i tłoczno. Mijamy liczne stragany i niewielkie sklepiki wciśnięte w zabytkowe kamieniczki. 



Wszystko obwieszone jest towarem. Dominują ubrania, buty, szale, chusty, pamiątki, ale nie brakuje też stoisk spożywczych. Wszędzie pełno ludzi. Po chwili wychodzimy na brukowany plac. Przewodnik prowadzi nas na niewielki taras i mówi - stąd widać wszystko to co w Patan jest najpiękniejsze, tu warto zrobić zdjęcia.


Stoję na wysokości pierwszego piętra. Targowy świat mam za plecami a przed moimi oczami rozpościera się rozległy Durbar Squer. Ma kształt wydłużonego czworoboku. Po prawej stronie, przez całą jego długość ciągnie się pałac królewski, wybudowany w XIV i znacznie rozbudowany w XVII wieku. Tu znajduje się też hinduska świątynia Taleju i muzeum Patan, odwiedzane nie tylko przez turystów ale i szkolne wycieczki. 



Na przeciwko jak okiem sięgnąć widać sznur różnych świątyń, poustawianych jedna za drugą.

Znowu wraca do mnie znajoma myśl… skąd tyle pobożności w tym narodzie?  W centrum Ktamandu co kilka przecznic stoi jakaś świątynia, mniejsza lub większa, albo całkiem malutka, ograniczona do jakiegoś pomnika czy kapliczki. Także i tu w najważniejszym miejscu Patan odnajduję liczne sakralne zabudowania i święte posągi. 



Nie są one bynajmniej tylko pozostałością minionych wieków, do dziś stanowią ważny element życia miasta związany z religijnym kultem, który żyje i tętni codziennymi rytuałami, żółto-pomarańczowymi girlandami  kwiatów, wypełnia powietrze zapachem kadzidełek i migocącym światłem świec. 

Po co im aż tyle świętych miejsc? Czy tu na palcu królewskim nie wystarczyłaby jedna porządna świątynia?  


Wiem, że nie.  Nie tutaj, nie w tym kraju. W żadnej innej religii nie ma tylu bogów, bóstw i ich różnych wcieleń co w hinduizmie i wszyscy oni od wieków mieszkają w nepalskich sercach i od wieków domagają się czci, uwagi, modlitwy, ofiary i powtarzalnych rytuałów, zupełnie tak jak pusty żołądek domaga się jedzenia, ciało ruchu a dusza piękna. Nepalczycy słuchają tego wewnętrznego głosu i budują piękne świątynie, czczą święte posągi, przynoszą kwiaty, składają ofiary, ich życie jest przez to niezwykłe a miasta niepowtarzalne, bogate w tak liczne stupy, pagody i pałace.

Artystyczna newarska dusza ma wyśmienity gust a ręce newarskich rzemieślników niebywały talent i dlatego wszystko tu zachwyca bo nie ma  nic piękniejszego w architekturze miasta niż połączenie ciepłej, czystej, wypolerowanej wiatrem i deszczem czerwieni ceglanych ścian z pociemniałym drewnem i glinianą dachówką stropów. A jeśli jeszcze drewno to jest misternie i bogato zdobione, podtrzymuje dachy, balkony, tworzy narożniki, wnęki, wypełnia każdy otwór okienny i wejście do domu to trudno nasycić wzrok i trudno później zapomnieć. 


Patrzę na ludzi wypełniających plac. Tu nikt się nie spieszy. Turystów nie ma dużo. Ci co przyjechali spacerują powoli w mniejszych i większych grupkach. Prowadzeni przez przewodników podnoszą co chwilę głowy i podziwiają strzeliste pagody, kolumny i stupy. Raz po raz ktoś komuś robi zdjęcie. Południowe słońce oświetla wszystko swoim ciepłym blaskiem, skrzy się na czerwonych cegłach, miękko opada na twarze przechodniów i drewniane rzeźby zdobiące gzymsy, podpory, balustrady i kolumny a potem chowa się w głębokim cieniu szukając ochłody. W cieniu chowają się także ci co przyszli tu pobyć chwilę w roziskrzonej zachwytem atmosferze. 



Dumni ze swego miasta mieszkańcy chętnie umawiają się tu na wspólne nic nie robienie. Centrum Patan tak jak każde centrum zabytkowego miasta to idealne miejsce na spotkania i randki. 


Na zabytkowych dachach zasiadają stada gołębi, raz po raz czymś przestraszone wzbijają się do lotu tworząc charakterystyczny zamęt. Są tu także inne zwierzęta, znacznie spokojniejsze, jakby zaczarowane a może uśpione tylko na chwilę. Ogromne kamienne lwy spokojnie odpoczywają przy wejściu do pałacu królewskiego. Ich grzywy zaplecione w finezyjne loki przyciągają wzrok. Wyglądają dostojnie i mimo wielkich rozdziawionych paszczy z ogromnymi zębami nie budzą strachu. Obok z wysoka patrzą drewniane smoki wężowe o długich, zajęczych uszach. Ich wyłupiaste oczy zdaje się śledzą nasz każdy krok a długie ogony pokryte misternie rzeźbioną łuską cierpliwie podtrzymują zadaszenie balkonu. Bałabym się gdyby nagle zeskoczyły. 



Poniżej na balustradzie cichutko przycupnęły małe aniołki z głowami ptaków. Przypominają Garudę ale ten usiadł właśnie na wysokiej kolumnie trochę dalej, naprzeciwko Mandiru Krishny.  

Krishna Mandir to najsłynniejsza świątynia na placu. Jest ogromna i piękna. W całości zbudowana z wapienia, pochodzi z XVII wieku. Ma cztery poziomy i 21 pozłacanych wież symbolizujących 21 reinkarnacji boga Wisznu. Jak się dowiaduję Krishna także jest wcieleniem tego boga. Wewnątrz przyozdobiona jest jednymi z najpiękniejszych w kraju rzeźbieniami przedstawiającymi sceny z Ramajany i Mahabharaty (najsłynniejszych hinduskich eposów). To podobno prawdziwe arcydzieło nawarskich kamieniarzy. Piszę podobno bo niestety nie mogliśmy tego zobaczyć. Podczas ostatniego trzęsienia ziemi świątynia ucierpiała i teraz jest opleciona siecią rusztowań i ogrodzona płotem. Trwają prace rekonstrukcyjne.

Wielka szkoda. Niestey prawie wszystkie świątynie Durbar Squer są teraz niedostępne turystom. 



Ogrodzone i zasłonięte przez rusztowania i podpory zdają się cierpieć samotnie i w milczeniu. Czekają na lepsze czasy, gdy znowu będą cieszyć się gwarem odwiedzających,  zachwytami turystów i modlitwami wiernych. Jeszcze smutniej wygląda plac, na którym stała nie tak dawno najstarsza świątynia Placu Królewskiego Char Narayan Temple. Niektórzy szczególnie ją żałują, bo podobno była bogato zdobiona erotycznymi scenami. 


Wyjątkiem, który przetrwał kataklizm bez wielkiej szkody zdaje się być stojąca przy południowym krańcu placu świątynia Chasi Deval Krishna, pochodząca z XVIII wieku. Zbudowana jest z wapienia na planie ośmioboku. Została zafundowana przez córkę króla Yogi Narendry Malli dla uczczenia jego ośmiu żon, które żywcem spłonęły wraz z nim na stosie kremacyjnym króla.  


Tą ostatnią wiadomość zdaję się nie słyszeć, odchodzę… głos przewodnika gubię w gwarze ulicy...

Wolę zachować same najmilsze wspomnienia z centrum Patan. Przy stoisku z pamiątkami, kupuję pocztówkę przedstawiająca Krishna Mandir i Durbar Squer tuż przed trzęsieniem ziemi. Chcę wierzyć, że już niedługo znowu będzie tak wyglądał.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...