Sadhu - hinduscy święci czy bezdomni dziwacy


Gdy wychodzę ze świątyni Pashupatinath czuję zmęczenie. Idę powoli. Z trudem dźwigam nadmiar wrażeń. Obce dźwięki wciąż krążą między moimi myślami. Gdzieś na dnie serca drży jeszcze samotność. Przymykam oczy. Pod powiekami ciągle niosę twarze spotkanych tu ludzi, ogień i szary popiół z kremacyjnych stosów, tajemnicze świątynne zaułki, zwyczaje, których nie rozumiem i pomarańczowe aksamitki zdobiące całun. Powoli zapominam o świątynnym chaosie i bałaganie. Już się nie dziwię. Już wszystko wiem. 


Patrzę jak słońce przegląda się w nieprzejrzystych wodach Bagmati. Zrobiło się cieplej. Świat dookoła wydaje się ładniejszy. Kamienny mostek już prawie pusty. Moje kroki delikatnym echem ślizgają się po bruku. Gdzieś w oddali przepłoszone gołębie zgodnym lotem przenoszą się na drugi brzeg rzeki. Marzę o chwili spokoju…

I wtedy zza rogu wyłaniają się Oni. Sadhu. Hinduscy wędrowni asceci. Ich widok w jednej chwili roztapia całe moje zmęczenie. Znów czuję ekscytujący smak podróżowania. Przypominam sobie wszystko co o nich czytałam.


Sadhu - dla jednych dziwacy i odmieńcy, dla innych pobożni, święci mężowie. Gdy przychodzi ich czas wyrzekają się dobrodziejstw świata materialnego, domu, małżeństwa, rodziny, stałej pracy. Normalny ludzki byt przestaje ich interesować. Pragną świętości i doskonałości duchowej. Opuszczają bliskich i poświęcają życie własnemu wyzwoleniu. Ruszają w drogę. Wędrują do świętych miejsc, od miasta do miasta, przez wioski i lasy. 



Śpią w świątyniach, pod drzewami, nad brzegami rzek, wszędzie tam gdzie mogą wieść spokojne życie. Każdy dzień wypełniają modlitwą, medytacją i ćwiczeniami jogi. Są tacy co zupełnie wyrzekają się kontaktu z ludźmi, żyją w odosobnieniu albo tacy co poszczą miesiącami czy milczą przez długie lata. Inni z kolei łączą się w grupy i pomagając sobie nawzajem wiodą tułacze życie bezdomnych. Sadhu nie mają żadnych pragnień, nie mają przyjaciół ani wrogów. Żyją dzięki łasce ludzi. Zawsze noszą ze sobą naczynie na jałmużnę. 


Kiedyś w hinduskim społeczeństwie cieszyli się szczególnym uznaniem. Przypisywano im boską mądrość i obiektywizm. Pytano o rady. Wierzono w ich nadzwyczajną moc uzyskaną dzięki obcowaniu z boskim absolutem. Dziś stracili chyba swoje szczególne znaczenie, ale wciąż są tolerowani i na wiele im się pozwala. Koczują w świątyniach lub na ulicach miast. Rytualnie palą haszysz. Podczas dorocznego święta Shivaratri (Noc Siwy) nad pagodą Pashupatinath unoszą się  opary narkotycznego dymu i każdy może razem z Sadhu zapalić świętą fajkę. Hindusi wciąż cenią sobie ich obecność i błogosławieństwo a dla turystów wciąż stanowią niemałą atrakcję. 

Ja też przyglądam im się z zainteresowaniem i uwagą. Są tak intrygująco kolorowi, dzicy, niemal nierealni. 


Przypominam sobie pierwszego spotkanego Sadhu. To było dwa dni temu w Katmandu. Siedział na schodach jakiejś częściowo zburzonej świątyni. Dookoła niego gruzowisko. Gdy spojrzał na mnie miał uśmiech kogoś kto widział w życiu zbyt wiele, wciąż jednak nie zwątpił. 



Nie był już młody. Jego rzadkie siwe włosy wyraźnie kontrastowały z długą bujną brodą sięgającą dekoltu jasno żółtej koszuli. Zawieszony na szyi sznur brązowych korali poruszył się jak chudy wąż, gdy podniósł rękę i pomachał do mnie. 


Takie korale i bransoletki z owoców drzewa rudrakszy sprzedaje się tutaj turystom. Widziałam je na niejednym straganie. 



Rudraksza to rosnące w Azji wiecznie zielone drzewo liściaste. Jego owoców od wieków używa się do robienia sznurów modlitewnych (zwanych mala) bardzo popularnych w buddyzmie i hinduizmie. Jako korale są także chętnie noszone przez Sadhu, joginów, mnichów i wszystkich tych którzy wierzą w ich moc ochronną. Bóg Siwa też przedstawiany jest zawsze z takim sznurem korali na szyi. 


A Sadhu swoim wyglądem naśladują boga Siwę najlepiej jak potrafią i tu w Świątyni Pashupatinath ich stroje są szczególnie bogate i dopracowane. Nie wypada inaczej. To przecież najświętsze miejsce ich boga. 

Mają włosy podobne bogu Siwie, długie, naturalne, zaplecione w dredy i upięte w wielki kok na czubku głowy. One rosną siłą modlitwy i medytacji. Wraz z długą brodą stanowią swego rodzaju ozdobę i znak pobożności. 




Siwa to bóg o trzech oczach. Trzecie oko jest okiem mistycznym, nazywanym w hinduizmie okiem poznania. Sadhu malują swoje twarze. Bywa, że są to bardzo misterne, bogato zdobione makijaże, na które z pewnością potrzeba czasu, cierpliwości i umiejętności. Czasem są niezwykle proste, zawsze jednak zawierają trzecie oko. Do malowanie twarzy, a w upalne dni także i odkrytego ciała chętnie używają popiołu. Wierzą, że pozostałości ognia zapewnią im najwyższą ochronę nie tylko przed gorącem, zimnem, deszczem ale przede wszystkim przed pokusami i siłami nieczystymi. 


Sadhu jak Siwa dzierżą w dłoniach trójząb, który w hinduizmie ma bogatą symbolikę. Trzy zęby symbolizują między innymi boskie siły tworzenia życia, podtrzymywania go i niszczenie. Mogą także oznaczać przemijanie: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość lub różne stany świadomości. 


Podchodzę bliżej. Patrzę zadziwiona jak bardzo chcą być podobni swemu bogu. Podziwiam bogactwo stroju, dobór swoistej biżuterii, pomysłowe rekwizyty, dekoracje. Wydają się być jak aktorzy na scenie. Całość niewątpliwie miła dla oka i wielka pokusa dla mojego aparatu fotograficznego. 

Skąd ten ich wysiłek? Pomysłowość? Po co? Czy to zabawa, gra czy sposób na uczczenie boga. A może podążając za wielkimi świętami religijnymi i siedząc na trasie turystycznych szlaków liczą w ten sposób na hojniejszą jałmużnę.

 Ci których obserwuję niewątpliwie stanowią barwną, wesołą gromadę. Z łatwością zwracają na siebie uwagę. Nie sposób przejść obok nich obojętnie. Ja nie potrafię. Wyjmuję aparat fotograficzny z torby, podnoszę do oczu, ustawiam obiektyw, gdy jeden z nich podchodzi do mnie i mówi niezrozumiałe słowa.


Wyciąga znacząco rękę. Wydaje się wielka i ciężka, ozdobiona pierścieniami i bransoletami, nie znosi sprzeciwu. Szybko domyślam się o co chodzi. Płacę. Dalej już bez najmniejszego trudu robię mnóstwo zdjęć. Wszyscy chętnie pozują a w powietrzu swobodnie unosi się ich wesołość i beztroska. Udziela mi się ten nastrój. Odchodzę uśmiechając się do nich i do siebie.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...