Nad brzegiem Bagmati czyli nepalski pogrzeb.


Postanowiłam. Chcę tam iść. Chcę usiąść nad brzegiem Bagmati, patrzeć, milczeć i spojrzeć prawdzie w oczy. Dobrze wiem, że wakacje nie sprzyjają temu, ale na to zawsze jest nieodpowiedni czas. Nikt przecież dobrowolnie nie chce obcować ze śmiercią, bo każda śmierć, nawet ta obca przynosi nam wiadomość o naszym własnym końcu…

Gdy przekraczamy rzekę Bagmati a potem skręcamy w lewo w wąską, dziurawą uliczkę samochód wyraźnie zwalnia a wraz z nim zwalnia cały świat. Tłoczne Katmandu zostawiamy na drugim brzegu. Znikają budynki, ludzie i samochody. Ich miejsce zajmują drzewa i kilka niewielkich zabudowań. Wysiadam z samochodu. Znowu czuję jak pachnie zieleń. Jest pusto i cicho.

Idziemy w milczeniu. Niebo nad nami rozpościera się przykurzonym błękitem. Blade słońce bezskutecznie próbuje ożywić przestrzeń. Gdy za drzewami wyłania się widok świątynnych zabudowań już wiem, że to zupełnie niemożliwe. Wszystko ma tu szary odcień: ceglane fasady budynków, brudna biel ścian i murów, wieżyczki, kapliczki, sczerniałe drewniane ozdoby a nawet złocone i srebrzone dachy pagody Pashupathinath.



 Tuż obok nas brzydki płot z blachy falistej nieudolnie ukrywa budowę i ślady zniszczeń po trzęsieniu ziemi. Jak przerosła blizna rani oczy. Wszystko co widzę powleczone jest smutkiem i jakąś tęsknotą. 



Święta rzeka Bagmati płynie wolno i cierpliwie. Jest niewielka, ale jej koryto świadczy o możliwej potędze w czasie pory monsunowej. Nad nieprzejrzystą, ciemną wodą faluje powietrze. Wielki czarny ptak spokojnym lotem rozkłada skrzydła. Jego cień faluje także. Podchodzę bliżej. Moim oczom ukazują się ghaty, kamienne schody z betonowymi platformami ciągnące się nieprzerwanie wzdłuż obu brzegów rzeki, stąd aż do samej świątyni Pashupatinath. Przywodzą na myśl bulwary wiślane, ale ich przeznaczenie jest zupełnie inne. Służą do ceremonii pogrzebowych, kremacji i rytualnych kąpieli. 


Nad jedną z betonowych platform unosi się biały dym. Gdy delikatny powiew wiatru przenosi go trochę wyżej i dalej dostrzegam jak rozżarzone popioły tańczą w powietrzu i opadając do wody odsłaniają postać człowieka, który bambusowym kijem porządkuje miejsce po kremacji. Plusk. Spada do wody niedopalone drewno. Plusk. Kolejne i kolejne. Płyną powoli niesione wodami Bagmati jak dymiące tratwy, wśród pomarańczowych kwiatów i śmieci. 



Teraz dopiero zauważam jak tu jest brudno. Dookoła nas kolorowe plastikowe torby, pogniecione opakowania, resztki jedzenia, kwiaty, słoma, jakieś ziarna na ziemi i w wodzie. Jeszcze nie wiem, że dziś w nocy było tu wielkie święto, tysiące pielgrzymów i stąd ten bałagan. Na razie patrzę jak ludzkie prochy giną w mętnej głębi i odpływają w dal. W zgęstniałym od dymu powietrzu mój wzrok spotyka nieruchomą twarz młodej dziewczyny siedzącej tuż obok platformy. To koniec, myślę ze smutkiem, choć wiem, że spalenie ciała uwalnia hinduską duszę, która będzie mogła rozpocząć nowe życie. Przełykam ślinę. Mam spierzchnięte usta i piasek pod powiekami. Może to popiół. 

Podróżowanie nauczyło mnie wiele i wiem, że poznawanie innych kultur zawsze w końcu konfrontuje nas z prawdą o życiu, także tą niewygodną, wymagającą refleksji i zadumy. Nie raz już tego doświadczyłam, nie tylko tu w Nepalu. Życie i śmierć jak dobro i zło są obecne wszędzie na całym świecie i dotykają każdego człowieka bez wyjątku. My jednak zdaje się żyjemy tak, jakbyśmy nie zauważali umierania. Trudno się o tym myśli, trudno mówi, trudno patrzy. Najchętniej uciekamy od tematu. Tu wydaje się jest inaczej. Nie ma trumny, nie ma kostnicy, nie ma kapłana. Wszystko jawi mi się takie obce. Jest ciało nieboszczyka i rodzina. Jest całun, ogień i święta woda, bo wody Bagmati są święte tak jak święty jest Ganges, z którym łączą się gdzieś daleko stąd. Dlatego najlepszy pogrzeb w całym Nepalu jest możliwy tylko tu, nad rzeką Bagmati.


Kawałek dalej znajdują się ghaty królewski. Widać je dopiero gdy minie się dwa mostki prowadzące na drugi brzeg i do świątyni Pashupathinath. Idę niespiesznie. Własne myśli gubię wśród licznych pielgrzymów. Otula mnie woń kadzideł. Wiatr roznosi w powietrzu żałobny dźwięk płonących stosów. Iskry strzelają w niebo. Nieuchronność śmierci przegląda się w oczach gapiów. 



Siadam nad brzegiem Bagmati. Po drugiej stronie rzeki tłum żałobników mieni się kolorami. Wszyscy tłoczą się dookoła zmarłego, który owinięty w jaskrawo pomarańczowy całun, olśniewa świeżością koloru szare kamienne ghaty. 



Tuż obok jest obsypana kwiatami pochylnia na której za chwilę zostanie umieszczone ciało. Stopy nieboszczyka dotkną rzeki, ktoś z rodziny odsłoni jego twarz i przemyje świętą wodą. Będą nadal sypać pomarańczowe kwiaty, palić kadzidła i nieustannie modlić się do boga śmierci by sprawiedliwie pokierował dalszym losem jego duszy. Potem znowu przykryją całunem martwe ciało, ozdobią girlandami pomarańczowych kwiatów i na bambusowych noszach przeniosą na stos kremacyjny. 


A jednak trochę się boję. Co zobaczę w kremacyjnym stosie? Jak wytrzymam spotkanie ludzkiego ciała z ogniem? Jak przyjmę własne myśli i uczucia, gdy przysiądą się tuż obok i nie będą chciały milczeć.

Wszystko co zobaczę spróbuję przyjąć za naturalne. Uwierzę, że jeśli jest jakiś początek to jest i koniec, jeśli jest życie to musi być śmierć i pogrzeb, że jest nieśmiertelność, życie wieczne, nirwana, koło samsary, po śmierci odrodzenie i wędrówka dusz. W to wierzą Hindusi. Tu pogrzeb jest nie tylko pożegnaniem, ale i obowiązkiem najbliższych, ważnym rytuałem bez którego nie jest możliwa reinkarnacja i nowe życie. Dlatego to takie ważne. 


Patrzę na kremacyjny stos. Zdobią go girlandy kwiatów. Jak pomarańczowe łoże dla nowożeńców. Jest odświętnie. W ogniu nie widać nic. Zanim pochłonął on ciało zmarłego całość dokładnie  przykryto słomą zwilżoną wodą z rzeki. Kłęby dymu przysłoniły wszystko. Teraz jest już tylko ogień, węgiel i popiół. Spalenie ciała zajmuje kilka godzin. Żałobnicy wracają więc do swego świata. Tylko najbliżsi zostają do końca.


Myślę o dziewczynie znad chmury popiołów. Czy jeszcze tu jest czy wróciła do świata żywych?



Ubrany na biało mężczyzna cały czas podtrzymuje ogień, dokłada drewna, słomy. Długim bambusowym kijem poprawia trawioną ogniem konstrukcję zupełnie tak jakby dbał o zwykłe ognisko. Zwęglone ludzkie tkanki nie różnią się już nic a nic od zwęglonego drewna. On jednak wie gdzie poprawić ogień aby pozostał tylko popiół. Trzeba na to czasu, cierpliwości i sporo drewna.


Zdarza się jednak, że mimo starań lub z powodu pośpiechu czy oszczędności nie wszystko spali się dokładnie i wraz z popiołem trafiają do rzeki niedopalone tkanki czy kości. Wszystko to wyławia się systematycznie i w specjalnym miejscu na placu przed świątynią spala do końca. Zajmują się tym podobno ludzie z najniższej kasty, głównie kobiety.




 Aby zmarły mógł rozpocząć nowe życie, jego ciało musi zostać spalone doszczętnie a prochy wrzucone do wody. Ogień oczyszcza całe zło z którym zetknął się zmarły a woda jest obietnicą nowego życia, bo życie pochodzi z wody. Wszyscy rodzimy się z wód płodowych. 

W hinduizmie pogrzeb musi więc odbywać się nad rzeką i najlepiej aby była to święta rzeka. Wielu chce, aby jego ciało spalono właśnie tutaj w świętym Pashupathinath. Gdzieś tu w kompleksie świątynnym jest podobno hospicjum gdzie przybywają ludzie gdy poczują bliski koniec. Czasem umierających przywozi się tu wprost ze szpitala. Tu czekają na śmierć, tu umierają i dzięki temu ich prochy płyną później z wodami Bagmati daleko, daleko wprost do świętego Gangesu.

Znowu widzę kondukt żałobny. Ledwie kilka osób i kołyszące się na metalowych noszach ciało niesione nad brzeg Bagmati. Kolorowe prześcieradła i żółte kwiaty osłaniają starszą kobietę. Jej siwe włosy żywo podskakują w rytm kroków. Zupełnie jakby nie umarły. 



Za chwilę wszystko zacznie się od nowa. Znowu zapalą kadzidła i będą sypać kwiaty, nagłą jaskrawością wybuchnie ogień a biały dym długo będzie unosił się nad stosem kremacyjnym. Potem pozostanie już tylko popiół i kolejna uwolniona dusza.
Rozglądam się dookoła. Czas na mnie. 



cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...