12 godzin lotu, ponad 24 godziny podróży - witaj Brazylio!



Aż do momentu oddania bagażu ciągle się waham. Niestety jak dotąd nigdzie nie znalazłam jasnej odpowiedzi na dręczące mnie od kilkunastu dni pytanie. Lek mam jeszcze ze starych zapasów i teraz jest ostatni moment aby wziąć tabletkę (profilaktykę przeciwmalaryczną należy rozpocząć odpowiednio wcześnie, przed narażeniem na ekspozycję). Oddając bagaże ostatecznie decyduję,
że nie bierzemy Malarone.


Podróż Warszawa Monachium mija szybko i przyjemnie. Natomiast lot do Sao Paulo jest niestety opóźniony. Specjalnie się tym jednak nie przejmuję. Miło spędzam czas przy niemieckim piwie i ciepłej panini. Siedzimy w restauracji, nasz przewodnik rozkłada wielką mapę Ameryki Południowej. Opowiada, omawia nasza trasę, przytacza dane historyczne, cofa się w czasie, wraca do terażniejszości. Nie nadążam, gubię się w tej słownej podróży. W moich żyłach wesoło płynie wypity alkohol.
Zapamiętuję tylko,
  • że nazwa Brazylia pochodzi od czerwonego barwnika z jakiegoś drzewa, które tam rośnie,
  • że Brazylia zajmuje 60% powierzchni kontynentu,
  • Sao Paulo to największe miasto Ameryki Południowej, liczy 20 mln mieszkańców,
  • że Brazylia to była kolonia portugalska,
  • a Brazylijczycy są otwarci, przyjaźni i tolerancyjni dla innych kultur i narodów.
Spisuję to wszystko w czasie lotu z Monachium do Sao Paulo i mam szczerą nadzieję, że nic nie pokręciłam.



Dwanaście godzin lotu to jednak wyzwanie, ta myśl towarzyszy mi przez całą podróż. Staram się nie patrzeć na zegarek, bo ile razy to zrobię to czuję się jeszcze gorzej. Cały czas jest noc. Nasz samolot leci zgodnie z przesuwaniem się strefy nocy. Czekam kiedy z niej wyjdziemy. Mimo wszystko nie udaje mi się spać. Piszę w pamiętniczku, rysuję, słucham muzyki, trochę czytam. Czas mija bardzo powoli.


W końcu nadchodzi ranek, wstaje nowy dzień. Wyglądam przez okno, widzę jak słońce oświetla skrzydła samolotu od spodu. Nie mogę się nadziwić jak to się dzieje, że świeci z dołu a nie z góry, a może ja śnię… Marzę o kawie, gorącej, trzeźwiącej…. jej zapach powoli rozchodzi się po samolocie. Czas na śniadanie. Dostaję porządną porcję omleta i gorącą kawę. Zbliżamy się do Sao Paulo. Po 12 godzinach lotu bezpiecznie lądujemy.


Odbieramy bagaże i sprawnie przemieszczamy się na krajowy terminal. Przed nami lot do Manaus, tylko (?!!) cztery godziny. Jestem tak strasznie zmęczona, że w samolocie udaje mi się na chwilę zasnąć. Nad Manaus spotykamy wielką burzową chmurę, już niedługo poznam moc amazońskiej ulewy, na razie jednak podziwiam grę kolorów i światła błyskawic na niebie. Silny wiatr kołysze samolotem, a my podchodzimy do lądowanie. Wydaje mi się, że widzę lotnisko i pas startowy. Nagle ciszę przerywa ryk silników i czuję jak samolot ostro wznosi się do góry. Po chwili kapitan wyjaśnia, że zła widoczność i wiatr nie pozwoliły na bezpieczne lądowanie. Kołujemy nad miastem czekając aż burza osłabnie. Lot wydłuża się niestety o kolejne minuty. Wyglądam przez okno, widzę Amazonkę, jej dopływy, most w Manaus, nowo wybudowany stadion, wieżowce, małe osiedla, port. Manaus to miasto większe od Warszawy, mieszka tu ponad 2 mln ludzi, wiem że będziemy tu spacerować i podziwiać jego kolonialną zabudowę.
 Wreszcie koniec oczekiwania i bezpiecznie lądujemy.

To jednak jeszcze nie koniec naszej podróży. Taksówką jedziemy do portu a stąd łodziami prosto do Amazońskiej Dżungli. Tu spędzimy dwie najbliższe noce.










Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...