Będę tesknić Rio - notatki z Brazylii




Jest południe, siedzę w poczekalni hali wylotów na lotnisku w Rio de Janeiro. Czekając na boarding wypijam dwie kawy, uzupełniam pamiętniczek. Jest mi dobrze, bardzo dobrze, siedzę owinięta w kolorowa chustę zakupioną na plaży Copacabana. Tak zapamiętam to miasto - “kolorowe Rio”, miasto uśmiechniętych ludzi i słonecznych ulic. Tu nawet w samym centrum, między wysokimi budynkami jest zawsze jasno, słońce świeci pionowo, dociera wszędzie, szczodrze ogrzewa ciała i dusze…
 W moim sercu jest ciepło i słonecznie, w pamięci zatrzymuję obraz otaczających miasto wzgórz, niebieskiego nieba, wzburzonego oceanu, żółtego piasku, ludzi spędzających czas aktywnie na plaży Copacabana i starszego pana co spacerował z papugą w ręce.




Jak najdłużej chcę zachować smak soku z mango, co tak zachwycił mnie już pierwszego dnia i szalonego wieczoru z caipirhinią w tle. Tu pierwszy raz w życiu jadłam palmito, stąd wywożę “Futerkowego” i obraz tego prawdziwego stojącego na szczycie góry Corcovado.
Nasz wspólny czas się kończy, będę tęsknić Rio….
…jeszcze tu wrócę, myślę wsiadając do samolotu…



Lot mija całkiem szybko, lecimy tylko dwie godziny. Lotnisko w Iguazu jest malutkie, z samolotu do budynku idziemy na piechotę. Bez problemów odbieramy bagaże. Na parkingu czeka na nas Santina, będzie naszym kierowcą przez najbliższe dwa dni, a przed nami sporo atrakcji: wodospady, dwie rzeki, trzy kraje.
Szybko robi się ciemno a my sprawnie docieramy do hotelu. Zostawiamy walizki i idziemy na kolację, wszyscy jesteśmy bardzo głodni. Wybieramy bar samoobsługowy “Gaucho” gdzie płacisz za wejście i jesz ile chcesz. Miejsce to znane jest z wyśmienitych grillowanych mięs i szaszłyków.




W środku jest gwarno i tłoczno, w powietrzu wakacyjna atmosfera miesza się z aromatami serwowanych tu potraw. Kelnerzy krzątają się między stolikami, oferują różne mięsa “na dzidzie”, sprawnie kroją odpowiednie kawałki wprost nad talerzami gości. Za każdym razem proszę o malutki kawałek, szybko zaspokajam głód. Piwo dostajemy z dużym opóźnieniem, prawie skończyłam już jeść. Jest zimne, podawane w specjalnych termosach aby się za szybko nie ogrzało. Natychmiast wyjmuję butelkę z termosu, ja właśnie chcę aby się trochę ogrzało! Piwo szybko uderza mi do głowy, czuję się senna. Jesteśmy trochę zmęczeni podróżą ale szczęśliwi, tym bardziej, że dziś jesteśmy gośćmi naszego przewodnika. To jest właśnie przekładana przez nas już kilka razy kolacja powitalna. Deser wybieram oszczędnie, są lody i różne ciasta do wyboru, aromatyczna kawa dodaje mi sił. Planujemy dzisiejszy wieczór. Po drodze do hotelu kupujemy argentyńskie wina i umawiamy się na atrakcję specjalną…
…o tym w następnym poście :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...